piątek, 31 grudnia 2010

Fałszywy bożek ekonomii

Niemiecki historyk Wolfgang Hock zauważył, że wielu konserwatystów cechuje „ekonomofobia” – niechęć do, popularnego w XX wieku sprowadzania zagadnień politycznych i społecznych do rangi jednego z aspektów procesów ekonomicznych. W kręgach rodzimej (luźno pojmowanej) prawicy coraz wyraźniej zaznacza się natomiast trend odwrotny – ekonomizm, polegający na pochłanianiu wszystkich zainteresowań tych środowisk politycznych przez problematykę gospodarczą. Choć nie w galopującym tempie, wydaje się rosnąć liczba grup, których hasła brzmi „gospodarka jest najważniejsza”; które za główny (albo przynajmniej wyróżniający) cel prawicy uznają walkę o „wolny rynek” (cokolwiek ów pleonazm znaczy), wolny handel, wolną przedsiębiorczość, niskie podatki itp.; których credo mówi, iż reformy ekonomiczne dostarczą leku na bolączki rzeczywistości we wszystkich jej dziedzinach. Fenomen ten pozwoliłem sobie niegdyś określić mianem „marksistowskich prawicowców”. Wszelki ekonomizm, choćby najbardziej „wolnorynkowy” w podnoszonych postulatach, pozostaje bowiem w swej istocie lewicowy, ponieważ w praktyce wiedzie do materializmu. Pewną ekspansję ekonomizmu w Polsce po 1989 r. wypada odczytywać tyleż jako spuściznę kilkudziesięcioletnich rządów komunistycznych (ekonomizmu programowego i zinstytucjonalizowanego), które stawiały sobie za zadanie uczynienie z Polaków materialistów, co jako symptom przesiąkania naszego kraju kulturą anglosaskiego pragmatyzmu i utylitaryzmu, światopoglądem handlowym, nie mającym nic wspólnego z tradycyjnym etosem kupieckim kultywowanym do czasów rewolucji przemysłowej, a stanowiącym jedną z postaci atlantyckiej geokultury – niezwykle niebezpiecznego narzędzia rozszerzania obszaru własnego panowania i jego utrwalania, stosowanego umiejętnie przez obecnego światowego hegemona.

Każda wizja świata stawiająca ekonomię w centrum to wizja błędna. Czynniki ekonomiczne również odgrywają swoją rolę w procesie dziejowym, ale nim nie kierują. Wybitny włoski historyk idei i politolog prof. Gaetano Mosca (1858-1941) w swej syntezie historii myśli politycznej wylicza długi szereg przykładów braku wpływu przemian ekonomicznych na sferę społeczno-polityczną, a także doniosłych przemian społecznych lub politycznych dokonanych przy jednoczesnym braku zmian gospodarczych, konkludując: „Błędem materializmu dziejowego jest twierdzenie, że czynniki ekonomiczne są przyczyną stawiania się społecznego i że wszystkie inne zjawiska są następstwem działania tych czynników. W rzeczywistości bowiem każda dziedzina rzeczywistości społecznej podlega wpływom dziedzin innych i jednocześnie oddziaływa na nie. W ten sposób każdy czynnik wpływa na zmiany w innych czynnikach, a jednocześnie podlega skutkom tych zmian.”* Amerykański konserwatysta Patrick Buchanan (ur. 1938) jako przyczynę klęski prawicy w USA w drugiej połowie XX wieku diagnozuje w swoich pismach właśnie skupienie się na sprawach ekonomicznych. Amerykański prawicowcy skoncentrowali się na politycznej walce o wolny handel i niskie podatki, zaniechali natomiast walki o zachowanie tradycyjnego porządku społecznego i kulturowego, o ochronę tradycji, spajającej wspólnotę polityczną. Efekty tego materialistycznego w istocie zwrotu odczuwalne są do dziś. „Bo gdzie jest twój skarb tam będzie i serce twoje. Serca wielu ludzi prawicy oddane są obcinaniu granicznych stawek podatkowych i eliminowaniu podatków od zysków kapitałowych. Są to bez wątpienia słuszne sprawy, lecz jaką korzyść będzie miał człowiek, który zyska cały świat, lecz utraci swój kraj? Czy wzrost PKB o 2 czy 3 czy 4 punkty procentowe jest równie ważny jak to, czy zachodnia cywilizacja przetrwa czy nie, a my pozostaniemy jednym narodem, oddanym Bogu i jednym ludem?” – pyta Buchanan.**

Liberalne doktryny ekonomiczne rodzą mentalność materialistyczną tak samo, jak doktryny komunistyczne. Ideowe odrodzenie prawicy w Polsce, uwolnienie jej od nieświadomego (?) naśladownictwa sposobu myślenia jej lewicowego wroga, wymaga przyjęcia przez nią orientacji antyliberalnej na płaszczyźnie ekonomicznej. Jako potencjalne inspiracje dla prawicowej myśli wskazać można za prof. Rafałem Łętochą (ur. 1972) antyliberalne koncepcje ekonomiczne w rodzaju „angielskiego dystrybucjonizmu Gilberta K. Chestertona i Hilaire’a Belloca, korporacjonizmu i solidaryzmu rozwijanych od początku XIX wieku przez myślicieli konserwatywnych i katolicko-społecznych czy kapitalizmu ludowego propagowanego przez doradcę Franklina D. Roosevelta, Adolfa A. Berlego, oraz Gardinera C. Meansa. Zdając sobie sprawę z różnic pomiędzy wspomnianymi doktrynami czy poglądami propagowanymi przez poszczególne szkoły i osoby, trzeba zwrócić uwagę, że niektóre postulaty są koincydencyjne dla większości z nich: dekoncentracja i demonopolizacja przemysłu, uwłaszczenie mas oraz uspołecznienie własności, uczynienie z małych i średnich przedsiębiorstw oraz warsztatów podstawy gospodarki państwa, akcentowanie związków etyki i moralności z ekonomią, a także oczywiście program negatywny tercerystów, tzn. krytyka anonimowego kapitału, karteli, kolektywizmu, nadmiernego etatyzmu, a z drugiej strony całkowitego desinteressement państwa jeżeli chodzi o gospodarkę.” Myśl ekonomiczna nowej Prawicy musi się zwrócić przeciw społecznemu modernizmowi, przeciw pułapkom materialistycznego liberalizmu, skoro materialistyczny komunizm należy już do przeszłości. Możliwe kierunki poszukiwań dla niej wyznaczają takie antyliberalne nurty, jak: korporacjonizm, dystrybucjonizm, solidaryzm, agraryzm, a nawet niektóre, rzadkie odmiany syndykalizmu (np. nacionalsindicalismo w Hiszpanii) czy socjalizmu, np. angielski socjalizm gildyjny bądź wcześniejszy od niego „torysowski socjalizm” reprezentowany przez Johna Ruskina (1819-1900) oraz „konserwatywnych radykałów” Michaela Sadlera (1780-1835) i Richarda Oastlera (1789-1861). Koncepcje ekonomiczne formułowane przez te nurty nie mogą oczywiście być w prosty sposób recypowane i realizowane w rzeczywistości społecznej i gospodarczej w dużym stopniu odmiennej od tej, w jakiej powstały, bez przepracowania ich na nowo. Mogą niemniej posłużyć przynajmniej za pewne punkty wyjścia lub odniesienia dla prawicowej refleksji na płaszczyźnie ekonomii, która przygotuje powrót od liberalnego „myślenia atomami” do organicznego, konserwatywnego „myślenia całościami” – by posłużyć się terminologią jednego z najwybitniejszych polskich zachowawców prof. Władysława Leopolda Jaworskiego (1865-1930), także niebanalnego myśliciela ekonomicznego. Niech refleksja ta wykuje młot na ekonomistyczną idolatrię – na kult fałszywego bożka ekonomii, stworzony przez nowożytny liberalizm, potem przejęty odeń i spopularyzowany przez marksizm, a dziś ożywający wśród „marksistowskich prawicowców”, tworzących jedno ze skrzydeł pipi-prawicy.

Adam Danek

* Przeł. Stanisław Kozicki.

** Przeł. Danuta Konik, Jerzy Morka, Jan Przybył.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Wędrówki z Organizacją Monarchistów Polskich: wyprawa do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego

25 kwietnia A.D. 2010 członkowie warszawskiego oddziału Organizacji Monarchistów Polskich udali się na pieszą wędrówkę południową częścią Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Przemierzono trasę o długości 30 km., prowadzącą z miejscowości Zabieżki, oznaczonym niebieskimi znakami Szlakiem Borów Nadwiślańskich, do stacji kolejowej w Otwocku.

Na trasie przemarszu warszawscy monarchiści minęli ukrywający śródleśne torfowisko Rezerwat Czarci Dół, następnie przez porośnięty borami sosnowymi obszar Lasu Ponurzyckiego skierowali się na północny zachód, idąc w kierunku pochodzącej z XVI wieku wsi Regut. Po drodze minęli będące ostoją dzikiego ptactwa uroczysko Ostrów i Żółwiowy Staw.

W Regucie, będącym dawniej jednym z najważniejszych ośrodków kołbierskiej sztuki ludowej, znaleziono kilka interesujących przydrożnych kapliczek.



Założona w drugiej połowie XIX wieku, w związku z rozbudową kolei nadwiślańskiej, wieś Celestynów, do której następnie skierowali się uczestnicy wyprawy, okazała się ukrywać murowany, klasycystyczny dwór Radzin, wybudowany w latach 1872-1875, dziś zaś stanowiący własność rodziny Mallendowiczów.



Skręciwszy za znajdującym się na północnych obrzeżach Celestynowa cmentarzem na zachód, trasą dawnego Traktu Osieckiego uczestnicy wyprawy dotarli do bagnistej kotliny zwanej Bielą lub Bagnem Całowanie (nazwa wywodzi się najprawdopodobniej od występowania tam niegdyś, dziś już wymarłego, gatunku paproci, który w miejscowej tradycji ludowej uznawany był za środek miłosny). Idąc skrajem tego rozległego torfowiska, dotarto do rezerwatu „Na Torfach” obejmującego niewielkie, malownicze Jezioro Torfy oraz otaczający je bagienny bór, które są schronieniem dla wielu gatunków roślin i zwierząt.

Stamtąd, po krótkim odpoczynku, skierowano się na północ, by przez wieś Soplicowo i następnie uliczkami Otwocka dotrzeć na stację kolejową. Przed odjazdem udało się jeszcze zwiedzić zabytkowy budynek urzędu miejskiego z lat 30-tych, wybudowany na początku XX wieku dworzec PKP i mające opinię największego drewnianego budynku w Europie dawne Uzdrowisko Górewicza.



(tekst Ronald Lasecki, zdjęcia Michał Górski)

piątek, 5 marca 2010

W obronie wiary i wolności

29 lutego 1768 r. w Barze na Podolu zawiązana została konfederacja w obronie wiary i wolności. Konfederaci przeciwstawiali się cudzoziemszczyźnie i nowinkarstwu ideologicznemu przyniesionemu do Rzeczypospolitej przez „familię” Czartoryskich i kręgi dworskie, podpierające swe działania na przemocy wojsk rosyjskich od czasu zaproszenia ich do kraju przed sejmem konwokacyjnym, na którym narzucono kandydaturę późniejszego króla Stanisława Augusta (1764-1795).

Skomplikowana sytuacja polityczna Rzeczypospolitej w drugiej połowie XVIII wieku, powodowała iż walczące ze sobą o wpływy w państwie stronnictwa saskie, królewskie i Czartoryskich, wszystkie w różnych etapach tej walki odwoływały się do pomocy Rosji jak i innych państw. Obóz konserwatywny zwrócił się do Rosji w 1767 r. tworząc konfederację radomską, jednak kluczowe dla utraty samodzielności polityki polskiej było przecież wcześniejsze precedensowe zawezwanie Rosjan przez „familię” w 1764 r.

Swoje znaczenie zachowuje tez fakt, iż mające niekiedy swoje racje projekty przekształcenia ustroju polskiego, formułowane były w atmosferze zachłyśnięcia się zachodnioeuropejskim „oświeceniem” przez rodząca się w tamtych czasach „postępową” inteligencję warszawską, skupioną wokół wydawanych z inspiracji dworu pism Monitor (1765-1785) i Zabawy Przyjemne i Pożyteczne (1770 – 1777) oraz spotykającą na cotygodniowo organizowanych przez króla dyskusjach literackich (tzw. „obiady czwartkowe”). W środowisku tym, myśl Locke'a, Rousseau, Voltaire'a czy Diderota była miarą intelektualnej rzetelności, zaś w najlepszym razie lekceważenie, a w najgorszym otwarta wrogość do katolicyzmu, żywej jeszcze wówczas kultury Kontrreformacji jak i polskiej tradycji narodowej, postawą powszechną. Konserwatywny publicysta Stanisław „Cat” Mackiewicz (1896-1966) pisał że, w Polsce (za panowania Stanisława Augusta – przyp. R.L.) wiek XVIII istniał w publicystyce, w literaturze, w stronnictwie Czartoryskich, na dworze Stanisława Augusta. Społeczeństwo jednak, naród, powszechność tkwiła całkowicie w pojęciach, obyczajach, gestach, pozach wieku XVII. 1 Na przekór tradycyjnej tożsamości tego społeczeństwa, narodu i powszechności zwróciły się zabiegi modernizatorów i to właśnie ów naród dokonał insurekcji występując przeciw przemocy państw obcych i przeciw nastającym na jego tradycyjną kulturę, a uznawanym za cudzoziemskich figurantów, skupionym w Warszawie zwolennikom reform.

Bezpośrednią przyczyną wystąpienia Konfederatów był postulat równouprawnienia religijnych dysydentów, co uznawano słusznie za groźne zarówno dla dobra wspólnoty wiernych, jak i dla stabilności społecznej. Sprawa ta, widziana w oderwaniu od kontekstu historycznego i ideologicznego może wydawać się stosunkowo mało kontrowersyjna, jednak pamiętać musimy że, jak to zauważa za innym cenionym konserwatywnym publicystą historycznym Michałem Bobrzyńskim (1849-1935) wspomniany już „Cat” Mackiewicz, XVIII-wieczne oświeceniowe postulaty tolerancji religijnej nie mają nic wspólnego z wielowyznaniowością XVI-wiecznej Rzeczypospolitej, której rzeczywiste przyczyny leżały w ówczesnej indyferencji religijnej. Tak więc, równouprawnienie dysydentów, z którym to zamiarem obnosił się od początku swojego panowania sam król, zaś który dla celu wzmocnienia wpływu Rosji na Rzeczypospolitą podnosiła też Katarzyna II (1762-1796), było nie tyle nawiązywaniem do polskich tradycji ustrojowych i politycznych, ile wystąpieniem przeciw nim.

Postulat został postawiony wyraźnie przez posła carskiego w Warszawie Mikołaja ks. Repnina (1764-1768) na Sejmie w 1766 r. Ostatecznie skończyło się jedynie na mało znaczących ustępstwach, wobec czego już w marcu 1767 r. za namową Repnina zostają zawiązane konfederacje dysydenckie w Słucku i Toruniu, następnie zaś, w czerwcu 1767 r., w obronie dotychczasowej konstytucji państwa, powstaje katolicka konfederacja radomska, która zwraca się o wsparcie do ks. Repnina, a za jego pośrednictwem do Katarzyny II, po czym przejmuje faktyczną współwładzę w państwie.

Konfederacja po stronie polskiej znajduje swego animatora w osobie x. Gabriela Podoskiego (1719-1777, od 1767 r. prymas Polski), płatnego agenta ks. Repnina, pozyskującego środowisko konserwatywne skupione wokół Karola Radziwiłła (1734-1790) dla sojuszu politycznego z będącą protektorem dysydentów Rosją. Napięcie na tle przywilejów dysydentów, narastając stopniowo, swój punkt kulminacyjny osiągana na Sejmie zebranym w październiku 1767 r., gdy z inspiracji x. prymasa Podoskiego rozgrywającego swą własną politykę w stosunku do opozycyjnego sobie x. biskupa Kajetana Sołtyka (1715-1788, od 1759 r. biskup krakowski), ten ostatni wraz z kilkoma innymi senatorami krytykującymi zbyt elastyczną wobec dysydentów postawę konfederacji radomskiej, zostaje porwany przez żołnierzy carskich i wywieziony w głąb Rosji, do Kaługi.

W kilka miesięcy później, konserwatywnie usposobiona szlachta katolicka miała podjąć odnowę konfederacji w położonym nad granica osmańską Barze i rozpocząć walkę o ocalenie niezawisłości państwa oraz tradycji i praw narodu polskiego. Konfederacja zaangażuje się więc w walkę zbrojną, która wiązać będzie przez pięć kolejnych lat stacjonujące w Rzeczypospolitej ok. 20-tysięczne wojska rosyjskie, by ostatecznie dowieść, że całkowite podporządkowanie sobie Polski przez Katarzynę II i jej kolejnych posłów w Warszawie jest niemożliwe.

Piszący współcześnie o Konfederacji historyk stwierdził, że w ideologii barskiej motywacje konserwatywne, religijne i patriotyczne tak się ze sobą splątały, iż trudno opiniować, czy konfederacja była bardziej „kontrrewolucją”, wojną religijną, czy ruchem niepodległościowym2 Była ona każdym z tych zjawisk po trosze, mogąc być chyba bez ryzyka popadnięcia w przesadę, nazwana czymś w rodzaju „polskiej Wandei”.

Uczczenie dziś pamięci Konfederacji pod pomnikiem jej z pewnością najwybitniejszego dowódcy wojskowego, generała Kazimierza Pułaskiego (1745-1779)3, jest jednak celowe nie tylko ze względu na jej znaczenie historyczne. Zwróćmy uwagę, że dziś mamy do czynienia z sytuacją w jakiejś mierze przypominającą tą sprzed dwustu czterdziestu dwóch lat; współcześnie również skupione w przesiąkniętej wielkomiejską zgnilizną kosmopolitycznej Warszawie elity polityczne i intelektualne, tworzą atmosferę światopoglądową, w której wszystko to, co rodzime, polskie, tradycyjne, uznawane jest za uciążliwą skamielinę przeszłości i coś, co jak najszybciej należy zastąpić zachodnim liberalizmem i kulturową westernizacją. Także dziś słyszymy postulaty równouprawnienia czy równouprzywilejowania najróżniejszych „dysydentów”, czy to w postaci „nowej lewicy”, czy zwolenników dewiacji obyczajowych, czy wreszcie ateistów lub innych im podobnych grup. Postulaty te wygłaszane są równie często przez rodzimych bojowników „postępu”, jak i przez najróżniejsze podmioty zagraniczne, zaś – podobnie jak w końcu XVIII wieku - „klasa polityczna” zdaje się być im niemal całkowicie powolna. Z tego też powodu, współczesna nie-demoliberalna Prawica, musi zawiązać dziś „drugą Konfederację Barską”. Nie chodzi mi tu oczywiście o wzniecanie walki zbrojnej, gdyż musiałby taki zabieg skończyć się jeszcze bardziej dojmującym niepowodzeniem niż jego XVIII-wieczny pierwowzór, lecz raczej by zgromadzić wszystkich z różnych powodów sprzeciwiających się wzorowanemu na zachodnim modelowi „modernizacji”, tak jak w „pierwszej” Konfederacji Barskiej zrzeszając w swych szeregach osoby o motywacjach konserwatywnych, religijnych i patriotycznych, gotowych prowadzić walkę polityczną w obronie wiary i wolności.

Obecność dziś pod pomnikiem Kazimierza Pułaskiego członków i sympatyków Falangi i OMP dowodzi, że między innymi wokół dziedzictwa Konfederacji, zgromadzenie choćby nawet nielicznej grupy takich osób jest możliwe.

Ronald Lasecki

1. Stanisław Mackiewicz, Stanisław August, Wydawnictwo PAX, Warszawa 1956, ss. 34-35

2. Emanuel Rostworowski, Ostatni król Rzeczypospolitej. Geneza i upadek Konstytucji 3 mają, PW „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1966, s. 68

3. Za największy talent polityczny Konfederacji należałoby uznać bez wątpienia x biskupa Adama Krasińskiego (1714-1800, od r. 1759 biskup).

(tekst jest treścią przemówienia wygłoszonego 29 lutego A.D. 2009 r. przez rzecznika prasowego Falangi do członków i sympatyków Falangi i OMP zebranych pod pomnikiem Kazimierza Pułaskiego w Warce).

Claudio Mutti o recepcji myśli evoliańskiej na Węgrzech do 1997 r.

Myśl włoskiego tradycjonalisty prof. Claudio Muttiego (ur. 1946 r.), uważanego za ideowego ucznia i intelektualnego następcę wybitnego francuskiego badacza la tradition primordiale Rene Guenona (1886-1951), pozostaje w całkowitej sprzeczności z przeważającymi w państwach współczesnego Zachodu ideologicznymi i politycznymi nastrojami. W dobie „wojny cywilizacji” prowadzonej ze światem islamu w imię demoliberalnych pseudowartości a proklamowanej przez takich jej ideologów jak Oriana Fallaci (1929-2006) czy prof. Samuel Huntington (1927-2008), myśl Muttiego wydaje się być bluźnierczą prowokacją.

Poparcie dla islamskiej rewolucji w Iranie w 1979 r., konwersja na islam i przybranie imienia Omar Amin, wreszcie przywiązanie do tradycjonalistycznych i antydemokratycznych poglądów, skonfliktowały go ze środowiskiem akademickim Włoch, przez które wkrótce został napiętnowany jako ekstremista. „Profesorowi-mudżahedinowi” wytoczono proces sądowy, po czym na pewien czas osadzono w więzieniu. Po jego opuszczeniu kierował wydawnictwem tradycjonalistycznym Ar, którego ówczesny właściciel, inny znany włoski tradycjonalista Franco „Giorgio” Freda (ur. 1941 r.), podobnie jak wcześniej Mutti, odsiadywał wówczas karę więzienia za działalność antydemokratyczną. Wkrótce Mutti zakłada własne wydawnictwo Veltro, w którym wydaje przetłumaczone przez siebie pisma najważniejszych współczesnych myślicieli tradycjonalistycznych Zachodu i Wschodu, wśród nich zaś Rene Guenona, Frithjofa Schuona (1907-1998), Titusa Burckhardta (1908-1984), Henry Corbena (1903-1978), Jeana Robina, Sajeda Hussaina Nasra (ur. 1933 r.), Alego Szariatiego (1933-1977) i Ruhollaha Chomeiniego (1902-1989). Nie poprzestając na tym, Mutti wydaje również klasyczne antyczne i średniowieczne teksty inicjacyjne i alchemiczne a także wiele publikacji bieżących, poświęconych walce przeciw profańskim i subwersywnym mitom współczesności.

Wydawnictwo Veltro, obok dwóch innych włoskich wydawnictw tradycjonalistycznych Arkhe i Artos, jest uważane za najbardziej znane, prestiżowe i ortodoksyjne z ezoterycznego punktu widzenia. Każda jego publikacja opatrzona jest starannie i z zastosowaniem pełnej aparatury naukowej przygotowanymi wstępem i posłowiem oraz przypisami. Sprawia to, że cenione są one w świecie naukowym jako pozycje w pełni profesjonalne. Sam Claudio Mutti uznawany jest za jednego z najwybitniejszych współczesnych znawców Tradycji i tradycjonalizmu w Europie. Wysoko oceniane są jego nienaganna i spełniająca wszystkie kryteria naukowej rzetelności argumentacja dowodzonych tez, obiektywność i siła przekonywania jego tekstów, ezoteryczna kompetencja i ortodoksyjność, wreszcie również szczególna duchowa postawa, prowadząca do odrzucenia półśrodków i kompromisów, lecz zarazem wolna od popadania w ekstrawaganckie skrajności, czego niekiedy nie udaje się uniknąć gorzej merytorycznie przygotowanym, lecz bardziej ekscentrycznym włoskim neo-evolianistom.

Zainteresowanie badawcze profesora Muttiego koncentrują się wokół etnologii i związków europejskiej prawicy z tradycjami duchowymi narodów pozaeuropejskich. Jest on autorem między innymi poświęconej rumuńskiemu folklorowi pracy Osioł i skarb a także pozycji takich jak Symbolizm i sztuka sakralna, Malarstwo i alchemia, Mystica Vannus, Antelami i mit imperialny, jak również opracowań na temat folkloru węgiersko-fińsko-uralskiego i wielu innych.

Znając doskonale język węgierski, jeden ze swoich artykułów poświęcił profesor Mutti recepcji myśli evoliańskiej na Węgrzech. W latach trzydziestych sam Evola miał wziąć udział w konferencji zorganizowanej na zamku Zichy'ego w Obudzie, o czym wspomniał w 1951 r. w związku z procesem wytoczonym mu wówczas przed włoskim sądem . Węgry były dla Evoli terenem aktywności propagandowej związanej z pracami nazistowskiego Ahnenerbe, czego dowody można znaleźć w dokumentach niemieckich tajnych służb. W swoich pracach Evola cytuje kilku autorów węgierskich, wśród nich zaś Endre Adyego, Lajosa Ligetiego, Franza Lehára i innych. Szczególną uwagę zwraca Evola ku dwóm innym autorom; Károly Kerényiowi (1897-1973) i jego uczniowi Angelo Brelichowi (1913-1977). O pierwszym z nich wspomina w związku z włoskim tłumaczeniem jego pierwszego dzieła, wydanego przez instytut uniwersytecki w Budapeszcie, o Kerenym przy okazji edycji Die antike Religion, wydanej przez Zenichelli. Obydwaj autorzy także później cieszą się zainteresowaniem Evoli; Brelich publikuje dwa zaopiniowane pozytywnie przez Evolę artykuły na łamach faszystowskiego Diorama filosofico quindicinale, podczas gdy Kerényi przyciąga uwagę Evoli swą pracą Einführung in das Wesen der Mythologie.

W 1935 r. Kerényi założył w Budapeszcie koło literackie Sziget (pol. Wyspa). Współzałożycielem był inny węgierski pisarz, który jako pierwszy zajął się systematycznym odczytaniem myśli evoliańskiej na Węgrzech: Béla Hamvas (1897-1968) ( Hamvas był moim mistrzem powiedział o nim nazywany „węgierskim Rimbaudem” Sándor Weöres) . W 1927 r. Hamvas zostaje zatrudniony jako bibliotekarz w Föváresi Könyvtár (stołecznej Bibliotece Węgier), gdzie zapoznaje się z pracami Evoli Imperialismo pagano. Il Fascismo di fronte al pericolo eurocristiano (1928 r.) oraz Rivolta contro il mondo moderno (1934 r.), których przetłumaczone fragmenty cytuje w jednym ze swych esejów z 1935 r., poświęconemu „literaturze kryzysu”. Zapytany o opinie na temat prac Evoli, Hamvas odpowiedział: Evola nie jest specjalistą; nie jest ani socjologiem, ani psychologiem, ani historykiem, nie zajmuje się gnoseologią, nie uprzywilejowuje punktu widzenia biologii, estetyki, polityki, moralności lub filologii. Przedmiotem jego zainteresowania jest „całość”... i jest to zatem „całość” w warunkach kryzysu. W artykule z następnego roku Hamvas po raz kolejny cytuje obydwie wymienione książki Evoli. W 1942 r., w tekście poświęconym Guenonowi, przedstawia Evolę i niemieckiego filozofa Leopolda Zieglera (1881-1958) jako pionierów koniecznej konwersji europejskich intelektualistów na tradycjonalizm. W napisanej w latach 1943-1944 syntezie Scienta Sacra wymienia Evolę obok Guenona i Zieglera, określając ich mianem najbardziej znaczącej triady w obozie studiów tradycjonalistycznych. Zarazem stwierdza, że zarówno Imperialismo... jak i Rivolta... sprawiają wrażenie napisanych w pośpiechu, proponując wyróżnić w nich warstwę myśli o znaczeniu decydującym, dotyczącą jednostki absolutnej i tradycji hermetycznej.

Po zakończeniu wojny Hamvas, na skutek „wyroku” wydanego na niego przez Gyorgy Lucacsa zostaje pozbawiony pracy i zepchnięty na margines życia społecznego, zaś jego książki wycofane z obiegu. Wiele z nich – również tych zawierających odniesienia do myśli Evoli – krąży jednak w podziemiu, przyczyniając się do wykształcenia w państwie realnego socjalizmu drugiej generacji evolianistów, wśród nich zaś Andrása László i pierwszych tłumaczy pism włoskiego barona na język węgierski w osobach Franco de Fraxino i Renée Kelemena. Mający wykształcenie teologiczne László od 1975 r. wygłaszał nielegalne wykłady, przeznaczone dla grupy dwudziestu-trzydziestu osób, stwarzając tym podstawy do wyłonienia się trzeciej generacji węgierskich evolianistów.

Pierwszym po wojnie nowym tłumaczeniem Evoli były Maschera e volto dello Spiritualismo Contemporaneo: Analisi critica delle principali correnti moderne verso il sovrasensibile opublikowane w 1990 r. w inspirowanym antropozofią Steinera czasopiśmie Harmadik Part (pol. Trzeci brzeg). Decydujący okazał się jednak marzec 1991 r., gdy w Budapeszcie rozpoczęto wydawanie Öshagyomány. Tradicionális Szellemi Mühely (pol. Tradycja pierwotna. Laboratorium umysłowości tradycjonalistycznej) – organu Szkoły Tradycji i Transcendencji założonej rok wcześniej przez Arpáda Szigeti. Wydawnictwo kontynuowało swoją działalność do 1995 r. publikując ponad dwadzieścia zeszytów zawierających fragmenty takich prac Evoli jak La dottrina del risveglio, La tradizione ermetica, Metafisica del sesso, Introduzione alla Magia quale scienza dell'Io zamieszczanych obok pism Guenona, Mrcei Eliadego i wielu innych autorów, w tym również węgierskich. W 1992 r. Szkoła zainaugurowała wydawanie serii książek poświęconych Tradycji Pierwotnej, w której ukazały się pisma Guenona, Schuona, jak również tom zawierający tłumaczenie Tao-tę-ching zinterpretowanej przez Evolę, oraz fragmenty z Maschera e volto.

W 1994 r., przy współpracy László, Rudolf Szongott i Róbert Horváth zakładają periodyk Arkhé, którego nazwa nawiązuje do włoskiego wydawnictwa założonego w Mediolanie w latach 70-tych przez węgierskiego emigranta László Tótha, w którym to wydawnictwie ukazywały się prace Evoli. Również węgierski periodyk szczególną uwagę poświęcał włoskiemu baronowi, publikując już w pierwszym numerze trzy fragmenty z Introduzione alla Magia i Maschera e volto (w tym dwa zaraz po artykule wstępnym prezentującym pismo). Tłumaczenia kolejnych fragmentów wymienionych prac były zamieszczane w dalszych numerach pisma.

W 1995 r. w przedstawianym przez swą redakcję jako „pismo o duchu tradycjonalistycznym” periodyku Quaderni di Pendragon ukazuje się „Faszyzm widziany z prawa” - obszerny fragment z Rivolta.. W tym samym roku, w piśmie Noe zamieszczony zostaje fragment z Maschera e volto w tłumaczeniu Moniki Imregh. Pismo wydawane jest przez grupę skupioną wokół zespołu muzycznego Actus, który jedną ze swych płyt wydanych również w 1995 r. zatytułował Das Unbenennbare, czyniąc tym widoczną aluzję do evoliańskiego Der ewigliche Akt des Prinzips. Z kolei w kierowanym przez Józsefa Bognára miesięczniku Pannon Front zawarte zostają kolejne odniesienia do Evoli. W numerze pierwszym znaleźć można wiele cytatów z pism włoskiego tradycjonalisty, w numerze czwartym ukazuje się zdjęcie Juliusa Evoli oraz wywiad z Andrásem László, w którym stwierdza on, że Rene Guenon i Julius Evola reprezentują najważniejsze podstawy doktryny tradycjonalistycznej. Z kolei w numerze piątym Miklós Kórleónisz nazywa Evolę jedną z największych postaci tradycjonalizmu duchowego i metafizycznego. W numerze szóstym zamieszczono artykuł Evoli o cesarzu Julianie, w numerze siódmym zaś na okładce ukazało się zdjęcie Evoli, w roli artykułu wprowadzającego zaś, tekst Gianfranco De Turrisa na temat kondycji evolianizmu we współczesnych Włoszech. W 1996 r. dalszej recepcji Evoli dokonało wydawnictwo Camelot w swojej publikacji Ludzka rasa w odwrocie.

Do 1997 r., jak stwierdza prof. Mutti, nie powstało jednak na Węgrzech wydawnictwo zdolne do publikowania prac Evoli w nakładzie umożliwiającym ich szeroki odbiór. Pisma włoskiego filozofa docierały jedynie do wąskich kręgów osób nimi zainteresowanych. Według Róberta Horvátha najbardziej zasłużonym dla upowszechnienia idei evoliańskich na Węgrzech pozostaje András László. Dzięki organizowanym przez niego konferencjom wykształciło się nowe pokolenie badaczy myśli evoliańskiej, do najbardziej obiecujących wśród nich zaś należą Rudolf Szongott, Csaba Szmorad, Ferenc Buji i Tibor Imre Baranyi. Renesans evoliański na Węgrzech będzie więc musiał zderzyć się z efektami zjawisk i procesów anty-tradycyjnych, pseudo-tradycjnych lub przeciw-tradycyjnych trawiących tamtejsze społeczeństwo.


Ronald Lasecki

piątek, 12 lutego 2010

Zapomniana himalajska monarchia

Upadek w maju 2008 r. panującej w Nepalu dynastii Szachów oraz zniesienie w tym kraju monarchii zwróciło uwagę świata na podniebne himalajskie królestwo. Dramatyczne wydarzenia towarzyszące wstąpieniu na tron i panowaniu króla Gyanendry (2001-2008), a mianowicie rozpoczęta jeszcze w 1996 r. maoistowska rebelia, zmasakrowanie rodziny królewskiej na początku czerwca 2001 r. i wreszcie wprowadzenie stanu wyjątkowego w lutym 2005 r. (co jednak nie pomogło królowi uratować tronu), przyćmiły nieco wydarzenia wokół innej, mało znanej, położonej w tym samym regionie monarchii, jaką było istniejące od 1380 r. (lub od 1450 r. - brak co do tego zgodności w literaturze) Królestwo Mustangu.

Pozostające od swego zarania pod rządami tej samej tybetańskiej dynastii, której początek dał książę Ame Pala, państwo to zamieszkane było przez posługujący się językiem z grupy tybetańsko-birmańskiej lud zwany Lo lub też Lopa. Jako jedyna część Tybetu nie zostało włączone do Chin Ludowych w 1951 r., do 1991 r. pozostawało zaś zamknięte dla cudzoziemców. W konsekwencji całkowitego i długotrwałego odizolowania Mustangu od reszty świata zachowane w nim zostały obyczaje i tradycyjne obrzędy z okresu poprzedzającego powstanie w Tybecie instytucji dalajlamów, zaś obowiązujące mieszkańców jeszcze do niedawna prawa ustanowione zostały nie później niż w VII wieku n.e. Wśród zamieszkujących kraj Lopów praktykowana była poliandria, przy czym spośród braci w danej rodzinie drugi z kolei pod względem starszeństwa przeznaczany był do klasztoru, podczas gdy pozostali brali sobie wspólną żonę. Zwyczaj ten wykształcił się tyleż z powodu niedostatku kobiet, co warunków gospodarczych zmuszających mężczyznę do długotrwałego opuszczania domu, by z dala od niego pracować jako pasterz, kupiec lub tragarz. Przeznaczeni do życia zakonnego chłopcy początkowo wysyłani byli do pobliskiego Tybetu celem studiowania w tamtejszych klasztorach lamaickiej teologii, jednak po zlikwidowaniu większości z tych klasztorów przez władze chińskie i zamknięciu dla cudzoziemców granicy z Tybetem udają się oni obecnie do Bhutanu lub indyjskiego Ladakhu, po powrocie zaś osiadają w jednym z trzynastu istniejących w Mustangu buddyjskich monasterów.

Gospodarka Królestwa przez wieki oparta była na poborze ceł z handlu między Tybetem a Indiami, czym zajmowali się królewscy urzędnicy odprowadzający dochody do kasy monarszej, oraz na pośrednictwie w tym handlu, czym trudnili się zwykli mieszkańcy. Zimą udawali się oni do Tybetu, by stamtąd na grzbietach jaków przewozić sól i bawełnę transportowane z kolei latem na mułach i osłach w położone na południu doliny i tam sprzedawane kupcom z plemienia Thakalów, którym rząd nepalski nadał w 1890 r. przywilej wyłączności w handlu z Tybetem. Pomocniczym źródłem utrzymania było i wciąż pozostaje rolnictwo, które jednak wobec nieurodzajnych ziem i dużej wysokości nad poziomem morza, nie przynosiło w przeszłości ani nie przynosi obecnie plonów wystarczająco obfitych by wyżywić populację Lopów, z związku z czym sprowadzają oni brakujące produkty roślinne z terenów sąsiednich.

Ziemia w Mustangu pozostawała formalnie własnością monarchy, poszczególne dzierżawy dziedziczone były zaś przez najstarszego potomka rodu i nie mogły być sprzedane ani podzielone na mniejsze części. Żywy inwentarz, zabudowania i cały dobytek były własnością gospodarzy. Najliczniejszą warstwą społeczeństwa była grupa zwana szelwa, przynależący do której zajmowali się kupiectwem i dzierżawą drobnych gospodarstw. Dużo mniejsze znaczenie miała uboga i zajmująca miejsce marginesu społecznego grupa righin, podczas gdy rodzina królewska i rody arystokratyczne zamieszkujące w Mathangu i jego najbliższych okolicach, gromadzące w swoich rękach dochody z ceł, zaliczane były do zajmującej najważniejszą i najbardziej uprzywilejowaną pozycję grupy kutak, nazywanej też bista.

Kryzys tradycyjnego systemu społecznego nadszedł za panowania Angina Tenzinga Trandula (1935-1955), kiedy to w 1951 r. sąsiedni Tybet został zajęty przez Chiny Ludowe. W cztery lata później Nepal został przyjęty do ONZ i nawiązał stosunki dyplomatyczne z Chinami podpisując z nimi umowę o przyjaźni i współpracy gospodarczej. Za nawiązaniem stosunków poszło włączenie się Chin do gry o pozyskanie nepalskiego królestwa, w której to grze pozostałymi stronami były Indie, Związek Sowiecki i Stany Zjednoczone. Aktywizacja polityki Chin w Himalajach oznaczała między innymi stłumienie wybuchłego w 1959 r. w Tybecie powstania, po którego klęsce południowa granica państwa dalajlamów została przez Chiny zamknięta dla cudzoziemców, co z kolei spowodować musiało upadek handlu będącego głównym źródłem utrzymania mieszkańców Mustangu. Na domiar złego, w kraju pojawiły się tysiące uchodźców zza północnej granicy, którzy osiedlili się na ziemiach Królestwa przyprowadzając ze sobą liczne stada bydła, koni i owiec. Szybkie ogołocenie pastwisk i bez tego z trudem jedynie żywiących zwierzęta hodowane przez miejscowych było powodem załamania się równowagi ekologicznej i gospodarczej monarchii. Głód i epidemie przetrzebiły najpierw populacje zwierząt, następnie zaś dotknęły zarówno Lopów jak i napływowych Tybetańczyków. Rok 1960 przyniósł porozumienie graniczne podpisane przez premierów Chin Ludowych Czou En-laja (1949-1976) i Nepalu Biszeswara Prasada Koiralę (1959-1960), zgodnie z postanowieniami którego Chiny zgodziły się przyznać Nepalowi ponad 800 kilometrów kwadratowych nadgranicznego terytorium, w tym połowę Góry Czomolungma, wioski Thudam i Kimathanka na wschodnim pograniczu, przełęcz Nara i pastwiska w okolicach Rasuwy, wreszcie także tereny Królestwa Mustangu i obszary położone nad rzeką Jum.

Delimitacja granicy zrodziła jako skutek koniec formalnie uznawanej niezależności Mustangu, choć jego władca Angun Tenzig Trandul (1958-1964) zachował utożsamianą z tytułem królewskim godność radży, poza tym zaś prawo mianowania następców tronu spośród swoich synów i stopień pułkownika armii Nepalu. Dziedziczący po nim prawa do tronu syn Dżigme Dordże Trandul (1964-2008, niekiedy również jako Dżigme Trandal Bista) zachował swą władzę w północnej części kraju znanej jako Górny Mustang. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tereny przekształconego w nepalski dystrykt Mustangu służyły jako baza wypadowa dla zaopatrywanych w broń i materiały przez lotnictwo CIA partyzantów walczących z władzą chińską w Tybecie (po apelu dalajlamy o zakończenie wojny większość z nich zaprzestała walki i osiadła w obozach dla uchodźców w Nepalu). Detronizacji ostatniego monarchy dokonał dopiero 8 listopada 2008 r. minister nepalskiego gabinetu republikańskiego zdominowanego przez Komunistyczną Partię Nepalu (Maoistów).

Przypomnienie w tych kilku akapitach o końcu istnienia przetrwałej w zasadzie w niezmienionej postaci do naszych czasów średniowiecznej monarchii w dolinie górnej Kali Gandaki miało na celu zwrócenie uwagi na bezpodstawnie niekiedy lekceważoną w środowiskach tradycjonalistyczno-monarchistycznych współzależność pomiędzy trwaniem bądź restauracją tradycyjnego Porządku w jakimś miejscu świata a jego zewnętrznym otoczeniem politycznym. Pozbawienie władzy dynastii panującej w kraju ludu Lo było konsekwencją ugody wymuszonej na królu Gyanendrze roznieconą przez nepalskich maoistów wojną domową, w rezultacie której to ugody ostatecznie pozbawiono go tronu.

Powstałe przed wyborami w 1994 r. z rozłamu w Zjednoczonym Froncie Ludowym Nepalu (znanym też jako Centrum Jedności) nowe ugrupowanie pod nazwą Komunistycznej Partii Nepalu (Maoistowskiej) nie zostało zarejestrowane przez komisję wyborczą, po czym przeszło do działań partyzanckich. Pod kierunkiem Puszy Kahala Dahala (znanego jako Przewodniczący Prahandra) oraz dra Baburama Bhattaraia maoiści nie tylko przejęli kontrolę nad znaczącą częścią Nepalu, ale nawiązali też współpracę z Maoistowskim Centrum Komunistycznym walczącym w indyjskim stanie Bihar, z Wojenną Grupą Ludową w Andra Pradesz oraz z organizacjami separatystycznymi, jak Zjednoczony Front Wyzwolenia Assamu.

Pamiętać należy przy tym, iż maoiści nepalscy czerpią swoje poparcie przede wszystkim od mieszkańców nepalskiej niziny Teraju, będących potomkami ludności napływającej na przeciągu ostatnich dwustu lat z Biharu i posługujących się językami Hindusów z północnych stanów Indii – hindi i urdu, a także bengali, majthili i bhodźpuri1. Elity polityczne związane z dworem nepalskim rekrutowały się natomiast głównie spośród ludów przybyłych z Indii i osiadłych w regionie Małych Himalajów Zachodnich począwszy od XIII wieku. Aż do lat pięćdziesiątych XX wieku wszystkie najważniejsze stanowiska w służbie cywilnej i wojskowej obsadzane były przez Braminów i Ćhetrijów2 (nazwa jest zniekształconą wersją słowa „kszatrija” - podobnie jak w przypadku Braminów odrębność kastowa dała początek odrębności etnicznej, zaś nazwa kasty stała się etnonimem tej grupy), używany przez nich język nepalski stał się zaś językiem państwowym i w Dolinie Katmandu wypiera język rodzimego plemienia Newarów3. Spośród Ćhetrijów wywodził się ród Ranów, którego przedstawiciele sprawowali dziedzicznie funkcję premierów Nepalu od 1849 r. (premierem był wtedy Dżang Bahadur Kunwar) aż do 1950 r. Sama dynastia Szachów wzięła swój początek ze stanowiących ćhetrijowską arystokrację Thakurów.

O ile mieszkańcy gór uważani są za nacjonalistów, o tyle bliżsi kulturowo Hindusom i stanowiący zarazem ponad 50% mieszkańców Nepalu mieszkańcy Teraju sympatyzują z Indiami. Spotkanie, do jakiego doszło w sierpniu 2001 r. pomiędzy przedstawicielami maoistów nepalskich a reprezentowanych między innymi przez wymienione wyżej ugrupowania maoistów indyjskich (tzw. naxalitów, prowadzących od 1967 r. we wschodnich Indiach wojnę partyzancką w oparciu o najniższe kasty i ludność pozakastową) w mieście Siliguri w Zachodnim Bengalu, gdzie stacjonuje też jednostka indyjskiego wywiadu, zdają się sugerować, że zarówno indyjski premier Atal Bihari Wajpaji (1998-2004), jak i stojąca za nim Indyjska Partia Ludowa, straciły zaufanie do dworu w Katmandu i postanowiły wykorzystać ruch partyzancki w swym własnym kraju do podkopania coraz mniej wygodnej dla nich władzy królewskiej w sąsiednim państwie. Sytuacja taka nie byłaby skądinąd niczym nowym w relacjach indyjsko-nepalskich, gdyż odsunięcie w 1951 r. od władzy rodu Ranów, sprawujących dziedzicznie funkcję premierów Nepalu, i przejęcie rządów przez króla Tribhuwana (1911-1955) oraz popierających go polityków Nepalskiego Kongresu Narodowego (utworzonego w 1947 r. w Kalkucie i będącego początkowo sekcją Indyjskiego Kongresu Narodowego) było możliwe dzięki inspirowanej przez Indie brawurowej ucieczce w listopadzie 1950 r. monarchy ubezwłasnowolnionego wcześniej przez podległych premierowi Mohanowi Szemszerowi (1948-1951) funkcjonariuszy państwowych. Porozumienie o zakończeniu walk partyzanckich, wznieconych przeciw rządowi nepalskiemu przez partyzantów działających z inspiracji Kongresu i króla, doszło zaś najpewniej do skutku, pomimo ponoszenia ciągłych klęsk na froncie przez partyzantów, dzięki naciskowi indyjskiego premiera Dżawaharlala Nehru (1947-1964). Tak więc kluczowe dla rozwoju sytuacji politycznej w Nepalu po wycofaniu się z Półwyspu Indyjskiego wspierających władzę Ranów Brytyjczyków miałyby być decyzje zapadające w Nowym Delhi. To właśnie premierzy Indii byli w stanie przekazać faktyczną władzę w Nepalu królom z dynastii Szachów, jak też ich jej pozbawić, co dokonane zostało w 2008 r. przy użyciu do tego celu maoistów i uważanego za partię blisko związaną z Indiami Kongresu Nepalskiego. Zmiany ustrojowe i polityczne w Nepalu doprowadziły zaś do zniesienia ostatniej tradycjonalistycznej monarchii w tym regionie, która wcześniej zdołała przetrwać w Górnym Mustangu w formie reliktowej czterdzieści osiem lat .

Ronald Lasecki


1. Rdzenni mieszkańcy Teraju posługują się będącymi dziś w użyciu tylko w niektórych rejonach językami tharu, danuwar, dhangar, satar. Tharowie żyją porozrzucani w kilku niezbyt licznych grupach plemiennych w zachodniej i środkowej części kraju, na zalesionych terenach na południe od pasma górskiego Siwalik. Częściowo zachowali swą tradycyjną religię oraz jej kapłanów, nazywanych guruwa (dziedziczni kapłani wioskowi nazywani są desbandhija, kapłani rodzinni zaś ghar). W sąsiedztwie Tharów mieszkają trudniący się rolnictwem i rybołówstwem Danuwarowie i Madźhiowie, a także zajmujący się wyłącznie połowem ryb Darajowie. Grupami rodzimymi są także Satarowie żyjący w dystryktach Morang i Dźhapa, Dhangarowie zamieszkujący tereny pomiędzy dystryktami Sarlahi i Morang, Dhimalowie mieszkający w liczbie ok. ośmiu tysięcy w dystrykcie Dźhapa, oraz najliczniejsi z nich wszystkich, mieszkający również w południowych Indiach, Radźbansi (ci ostatni tworzyli niegdyś odrębny od sąsiadów naród Koć, który jednak na przełomie XVII i XVIII wieku uległ niemal zupełnej hinduizacji).

2. Ćhetrijowie pozostają sobie równi pod względem kastowym i klanowym, podczas gdy wśród Braminów wyróżnia się odrębne podkasty purbija, kumain i dźajsi, z których dwie pierwsze wywodzą się najprawdopodobniej od grup przybyłych w różnym czasie i osiedlonych w różnych miejscach.

3. Język Newarów newari bhasa zaliczany jest do grupy tybetańsko-birmańskiej, zaś oni sami uważani są za przybyszów z północnych Himalajów (choć ze wzgledu na podobieństwo tego języka z mową mieszkajacego na Wybrzezu Malabarskim ludu Nairów rozważa się też ich pochodzenie z południowych Indii). Ich społeczność dzieli się na wyznawców hinduizmu i buddyzmu, poza tym zaś na dwadzieścia sześć kast, wśród których członkowie ostatnich sześciu uznawani są za "niedotykalnych".

Polinezyjski sworzeń

W stronę widnokręgu, który wznosi się przed nami,
W stronę widnokręgu, który zawsze się cofa,
W stronę widnokręgu, który stale wabi,
W stronę widnokręgu, który wzbudza niepewność,
W stronę widnokręgu, który budzi strach,
Widnokręgu o nieznanej mocy,
Widnokręgu dotychczas nieprzeniknionego,
Ku obniżającemu się niebu w górze,
Ku rozszalałemu morzu w dole,
Na przekór nieprzetartemu szlakowi
Musi podążać nasz statek.


(Pieśń polinezyjskich żeglarzy pełnomorskich)

Posiadamy unikalna spuściznę. Nasi przodkowie byli największymi żeglarzami kamiennego wieku...nasze podania o dawnych czasach tworzą część naszej tradycji, naszej historii, osiągnięć naszych przodków. Wszystko to odziedziczyliśmy z przeszłości i z tego wszystkiego winniśmy być dumni.

(Te Rangi Hiroa)

Rozważając różne, mniej lub bardziej prawdopodobne, scenariusze przyszłego kształtu stosunków międzynarodowych, zazwyczaj koncentruje się uwagę na Eurazji, twierdząc nie bez racji, że rozkład sił i wpływów w tej właśnie części świata jest i pozostanie decydujący dla globalnych współzależności politycznych. Jest to konstatacja tyleż słuszna, co banalna, gdyż oczywiście przytłaczająca większość potencjału mogącego służyć kontroli nad ziemskim globem zgromadzona jest właśnie na eurazjatyckiej części „Wielkiej Wyspy”. Różni myśliciele geopolityczni dostrzegali oczywiście różne wymiary tego potencjału, sytuując je w różnych częściach Eurazji, jednak kluczowe zawsze było dla nich skupianie uwagi na tym właśnie obszarze.

Jednym z niewielu wyjątków był amerykański kontradmirał Alfred Thayer Mahan (1840-1914), autor historycznych analiz kilku światowych konfliktów, w rozstrzygnięciu których kluczową rolę przypisywał handlowi morskiemu i kontroli nad morskimi szlakami komunikacyjnymi. Mahan, przestrzegając przed, jego zdaniem częstym w państwach demokratycznych, zaniedbywaniem strategii morskiej i właściwym amerykańskiej myśli strategicznej izolacjonizmem (w 1880 r. na wyposażeniu floty wojennej Stanów Zjednoczonych pozostawało niespełna sto na ogół przestarzałych okrętów, z których wiele rdzewiało w dokach), nawoływał do rozciągnięcia przez to państwo kontroli nad Hawajami i Filipinami na Pacyfiku oraz Kubą na Morzu Karaibskim, co umożliwiłoby z kolei kontrolę nad wejściami do Kanału Panamskiego (wybudowanego w latach 1904-1914) i swobodne przegrupowywanie przez niego amerykańskiej floty pomiędzy oceanami. Wskazania Mahana, pełniącego rolę doradcy prezydenta Teodora Roosevelta (1901-1909), wyrażone w takich pracach jak The Interest of America in Sea Power (1898 r.), posłużyły do określenia kierunków amerykańskiej polityki na Pacyfiku, w toku realizacji której przyłączono Wyspę Baker (1857 r.), Wyspę Howland (1857 r.), rafę Kingman (1858 r.), Wyspy Midway (1867 r.), Fregaty (1898 r.), Wyspę Johnstona (1898 r.), Wyspę Wake (1898 r.), Hawaje (1898 r.), atol Palmyra (1898 r.), Wyspę Guam (1898 r.), Filipiny (1898 r.) Wyspy Samoa (1899 r.), Aleuty (1899 r.), Wyspy Pribyłowa (1910 r.), następnie zaś zapewniono preponderencję amerykańskiej floty na Oceanie Spokojnym (1922 r.). Najciekawsze jednak okazały się spostrzeżenia Mahana poczynione w opublikowanej w 1900 r. pracy The Problem of Asia, w której prognozował on narastanie konfliktu pomiędzy sprzymierzonymi ze sobą Zjednoczonym Królestwem i Stanami Zjednoczonymi oraz połączonymi z nimi sojuszami Japonią i Niemcami a blokiem rosyjsko-chińskim. Przedmiotem rywalizacji obydwu bloków miałyby się stać obszary położone pomiędzy 30 a 40 równoleżnikiem, a więc przede wszystkim kraje akwenów mórz Wschodniochińskiego, Żółtego i Japońskiego.

Zainteresowanie i obecność Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku były więc związane z interesami handlowymi i penetracją amerykańskiego kapitału zarówno na wyspach i archipelagach Oceanu, jak i na kontynencie azjatyckim. William Seward (1801-1872), sekretarz stanu w okresie prezydentury Andrzeja Johnsona (1865-1869) wyraził to stwierdzeniem, iż Stany Zjednoczone muszą opanować handel „na Pacyfiku, jego wyspach i kontynentach”.

Taki właśnie charakter, gdy przyjrzeć mu się dokładniej, miało opanowanie przez Amerykanów najdalej na północ wysuniętej części Polinezji, czyli istniejącego w latach 1810-1893 zjednoczonego Królestwa Hawajów (w latach 1810-1874 pod rządami dynastii Kamehameha, w latach 1874-1893 pod panowaniem rodu Kalakua). Od początku XIX wieku na archipelagu tym żyła stale zwiększająca swą liczebność społeczność amerykańskich i europejskich plantatorów oraz zatrudnianych przez nich chińskich, japońskich i portugalskich robotników. W 1819 r. rozpoczęła na wyspach swą działalność Amerykańska Rada Pełnomocników dla Misji Zagranicznych, której rzeczywistym celem działalności była amerykanizacja archipelagu. Zwiększająca się od 1810 r. liczba wyznawców chrześcijaństwa spowodowała szereg incydentów z udziałem floty francuskiej (1839, 1849 r.) i brytyjskiej (1843 r.), pomimo których kolejni władcy Hawajów próbowali zachować niezależność.

Dobrym przykładem może być udaremnienie rosyjskiej próby podporządkowania sobie położonej w północnej części archipelagu Wyspy Kauai. Rosjanie po raz pierwszy przybyli tam w 1804 r. z pobliskiej Alaski, wymieniając futra wyder na warzywa, owoce i mięso. W 1815 r. Jerzy Lisjanski, kapitan statku Newa pozostającego na służbie Rosyjsko-Amerykańskiej Kompanii Futrzarskiej, która w imieniu imperium carów zajmowała się eksploracją Rosyjskiej Ameryki, przy pomocy swego wysłannika dra Jerzego Antoniego Sheffera, wszedł w porozumienie z Kaumaualii (władca Kauai w latach 1794-1810, następnie zhołdowany przez Kamehameha I), stosownie do którego ów poddał wyspę pod opiekę cara Aleksandra I (1801-1825) godząc się na wybudowanie przez Rosjan Fortu Aleksandra i Fortu Elżbiety. Następnie Rosjanie spotkali się z Kamehamehą I (1810-1819) uzyskując jego zgodę na otwarcie faktorii handlowej na Oahu, niedaleko od portu w Honolulu. Kiedy jednak okazało się, że również tam wznoszą kolejny fort, nad którym powiewać poczęła rosyjska flaga, zaś Sheffer działa bez wiedzy i pozwolenia cara, zarówno Kamehameha I jak i Kaumaualii nakazali Rosjanom opuścić wzniesione już twierdze, te zaś zostały przejęte dla potrzeb obronności Hawajów lub rozebrane.

Mniej powodzenia mieli Hawajczycy w kontaktach z Amerykanami; ze względu na duże znaczenie strategiczne, jakie dla Stanów Zjednoczonych miał port Pearl Harbor, już w 1842 r. amerykański sekretarz stanu Daniel Webster (1840-1842, 1850-1852) oświadczył, ze jego kraj „z niechęcią” patrzyłby na zajęcie wysp przez jakiekolwiek inne mocarstwo. W 1875 r. podpisano amerykańsko-hawajski traktat, stosownie do którego Hawaje zobowiązały się do nie przekazywania ani nie oddawania w dzierżawę żadnego fragmentu swojego terytorium na rzecz państwa trzeciego. Na zasadzie wzajemności zwolniono też z cła hawajski cukier wwożony do Stanów Zjednoczonych, co szybko doprowadziło do powstania ogromnych fortun Białych osiadłych na wyspach i będących właścicielami plantacji. Wymuszona przez nich ustawa zasadnicza z 1887 r. czyniła z Hawajów monarchię konstytucyjną, w której prawa polityczne uzależniono od posiadanego majątku, co oddało ostatecznie władzę w ręce zdominowanej przez Białych elity ekonomicznej. W tym samym roku odnowiono porozumienie z 1875 r. i zagwarantowano Stanom Zjednoczonym wyłączność posiadania na Hawajach ufortyfikowanej bazy morskiej w Pearl Harbor, niedaleko Honolulu. Gdy zniesione zostały cła na import do Stanów cukru nie tylko z Hawajów, ale także z pozostałych państw świata, zaś plantatorzy krajowi otrzymali rządowe dotacje, osiadli na wyspach Biali wzniecili w 1893 r. rewoltę przeciw starającej się ograniczyć ich rolę polityczną królowej Liliuokalani (1891-1893). Rewolta otrzymała wsparcie amerykańskiej piechoty morskiej i doprowadziła do detronizacji monarchini, jednak postulowana przez buntowników formalna aneksja przez Stany Zjednoczone doszła do skutku dopiero podczas wojny z Hiszpanią i była uzasadniana strategicznymi skutkami ewentualnego zajęcia wysp przez Niemcy lub Japonię.

Podobne względy strategiczne zadecydowały o opanowaniu przez Amerykanów Samoa Zachodniego. Chodziło o zamienioną w bazę floty wojennej bardzo dogodną dla żeglugi zatokę Pago Pago na wyspie Tutuila. Pierwsze porozumienia jeden z dowódców amerykańskich zawarł już w 1872 r., jednak nie trafiły one do Kongresu. W sześć lat później podpisano ratyfikowany później traktat, przyznający Amerykanom port w Pago Pago na zasadzie eksterytorialności oraz koncesje handlowe. W zamian Stany Zjednoczone miały zapewnić Samoa pośrednictwo na wypadek sporu z innym państwem. Podobne porozumienia podpisali też przedstawiciele Niemiec i Zjednoczonego Królestwa. Podczas wojny domowej w 1887 r. Niemcy poparły jednak własnego pretendenta do tronu, po czym osadziły go na nim, ustanawiając swoją nad nim opiekę. Podczas konferencji w Berlinie w 1899 r. wyspy ostatecznie podzielono pomiędzy Niemcy i Stany Zjednoczone, podczas gdy Brytyjczycy musieli zadowolić się położonymi dalej na południe Wyspami Tonga oraz częścią Wysp Salomona.

Do końca XIX wieku Stany Zjednoczone zdołały więc podporządkować sobie kluczowe dla dostępu do Azji połacie Północnego Pacyfiku wraz z dwoma kluczowymi dla strategicznej kontroli nad regionem portami w Pearl Harbor i Pago Pago. Amerykańska flota uzyskała zaplecze w postaci ważnych portów dla swobodnego manewrowania w przestrzeni pomiędzy Kolumbią Brytyjską, Morzem Beringa a Basenem Północno-Zachodnim otwierającym jej wyjście ku Japonii.

Na południowym zachodzie posiadłości amerykańskie sąsiadowały z brytyjskimi. Zjednoczone Królestwo owładnęło w 1874 r. Wyspami Fidżi, w 1885 r. południową częścią Wysp Salomona, w 1886 r. Nowymi Hebrydami, w 1888 r. nad Wyspami Cooka (w latach 1858-1901 jako Królestwo Rarotonga), w 1889 r. Wyspami Line i Wyspami Feniks, w 1892 r. wreszcie, Wyspami Ellice i Wyspami Gilberta. Od roku 1900 protektorat brytyjski został rozciągnięty także nad istniejącym od 1845 r. Królestwem Tonga (niepodległość w ramach Wspólnoty Narodów odzyskało w 1970 r.). Odcięta od głównego korpusu terytorialnego posiadłości brytyjskich przez Polinezję Francuską pozostawała znajdująca się od 1838 r. pod administracją brytyjską Wyspa Pitcairn.

Francja zdobyła w Oceanii archipelagi będące najistotniejszymi z punktu widzenia rozwoju kultury polinezyjskiej, o czym jeszcze będzie mowa w dalszej części mojego wywodu. Od 1842 r. Wyspy Towarzystwa (na które składają się archipelagi Wysp na Wietrze i Wysp pod Wiatr) stały się protektoratem francuskim, od 1889 r. włączono je do Etablissemenst Francais de l'Oceanie, od 1958 r. stały się zamorskim terytorium Francji jako cześć Francuskiej Polinezji. Położone na zachód od nich Wyspy Tuamotu zostały przyłączone przez Francję w 1844 r., sąsiednie Wyspy Gambiera w 1881 r., wysunięte najdalej na północny wschód i będące kolejnym obok Wysp Towarzystwa ośrodkiem promieniowania kultury polinezyjskiej Markizy przyłączono w 1842 r., w tym samym roku obejmując też archipelag Tubuai.

Podziału politycznego Oceanu Spokojnego u progu XX wieku dopełniają pozostające własnością hiszpańską Filipiny oraz zaliczane do Mikronezji archipelagi Karolinów, Wysp Marshalla, Marianów i Wysp Palau, które Hiszpania odsprzedała Niemcom w latach 1885-1899. Na północ od nich położone były opanowane przez Japonię archipelagi Wysp Riukiu, Boni, Volcano oraz zdobyta na Chinach w 1895 r. Formoza. Pomiędzy posiadłości niemieckie a japońskie wrzynała się zdobyta w 1898 r. na Hiszpanii przez Stany Zjednoczone sąsiadująca z Marianami Wyspa Guam.

Szczególne znaczenie strategiczne i geopolityczne miały w przyszłości uzyskać Filipiny położone pomiędzy Japonią a zasobnymi w kauczuk i ropę naftową niderlandzkimi i brytyjskimi posiadłościami w Malajach i Indiach Wschodnich. Z roli Filipin zdawali sobie sprawę amerykański prezydent William McKinley (1897-1901) oraz zastępca sekretarza do spraw marynarki wojennej w jego administracji, młody Teodor Roosevelt (1858-1919). Z inspiracji tego ostatniego, w kwietniu 1898 r., w czasie toczącej się wojny hiszpańsko-amerykańskiej o Kubę, dowódca stacjonującej w Hongkongu amerykańskiej eskadry złożonej z czterech krążowników i dwóch kanonierek komandor Jerzy Dewey, wpłynął do filipińskiego portu w Manili niszcząc lub biorąc do niewoli całą stacjonująca tam flotę hiszpańską. 13 sierpnia tego roku, w dzień po podpisaniu zawieszenia broni, wzmocnione posiłkami oddziały kom. Deweya oraz wspierające je siły powstańców filipińskich Emila Aquinalda zajęły miasto. Nie dyskutowana wcześniej w Stanach perspektywa aneksji Filipin przedstawiała sobą wiele zalet w postaci możliwości dostarczania z nich przez amerykańskich kapitalistów nafty i tekstyliów do Chin, osłony planowanego kabla transoceanicznego mającego biec z Hawajów przez Wyspę Wake w kierunku Wyspy Guam, wreszcie był to dogodny teren penetracji dla protestanckich towarzystw misyjnych. Usankcjonowane traktatem z lutego 1899 r. przejęcie Filipin wciągnęło Stany Zjednoczone w trwającą do połowy 1902 r. wojnę z partyzantami kontrolującymi początkowo większość wysp archipelagu poza samą jego stolicą. Tymczasem w 1900 r. na Filipiny przybyła komisja pod przewodnictwem sędziego Williama Howarda Tafta by opracować wprowadzenie na wyspach rządu cywilnego. W lipcu 1901 r. Taft został cywilnym gubernatorem Filipin, któremu podlegali gubernatorzy poszczególnych prowincji. Przyjęta przez Kongres Stanów Zjednoczonych w następnym roku Ustawa o rządzie Filipin określała je „terytorium niezorganizowanym”, zaś ich mieszkańców obywatelami Filipin. W 1916 r. kolejna ustawa stwierdzała, że USA przyznają Filipinom niepodległość w bliżej nieokreślonym terminie. Już w 1934 r. kolejnym aktem prawnym określono dziesięcioletni okres przejściowy mający poprzedzać przyznanie Filipinom niepodległości, w tym samym roku opracowano i zatwierdzono też konstytucję i wybrano pierwszego prezydenta. Filipiny uzyskały formalnie niepodległość w lipcu 1946 r., wcześniej jednak obecność Stanów Zjednoczonych na tym archipelagu, jak się wydaje, w poważnym stopniu zadecydowała o wybuchu wojny japońsko-amerykańskiej na Pacyfiku.

Pozycja Japonii w Azji Północno-Wschodniej i północno-zachodniej części Pacyfiku wzmocniła się w kluczowy sposób podczas pierwszej wojny światowej, gdy państwo to, przystąpiwszy do wojny przeciw Niemcom, zajęło ich wyspiarskie posiadłości w Mikronezji w postaci Wysp Marshalla, Karolinów, Marianów i Wysp Palau. W tym samym czasie niemieckie kolonie rozpościerające się wokół Morza Nowogwinejskiego i w Melanezji, tzn. niemiecka część Nowej Gwinei, Archipelag Bismarcka, Nauru (położona na zachód od Wysp Gilberta) i Samoa Niemieckie zostały opanowane przez Imperium Brytyjskie. Na paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r. wszystkie te zdobycze uznano za terytoria mandatowe typu „C”, które miały być rządzone „pod panowaniem ustaw mandatariusza” i przekazano odpowiednio Japonii, Australii i Nowej Zelandii.

Dalsze geopolityczne „pulsowanie” obszaru Oceanii związane było z narastającym konfliktem japońsko-amerykańskim; prowadząc w zasadzie już od 1895 r. systematyczną ekspansję w Azji Wschodniej, działała Japonia w poprzek zadekretowanej w 1899 r. przez amerykańskiego sekretarza stanu Jana Haya „polityce otwartych drzwi” w Chinach (open door policy), będącej doktrynalną podstawą działań amerykańskich w tym regionie. Narastające zaangażowanie Japonii w Chinach, prowadzące ją do okupacji Mandżurii w 1931 r., przejściowej okupacji Szanghaju w 1932 r. a wreszcie wystąpienia z Ligi Narodów w 1933 r., zaowocowało wybuchem regularnej wojny japońsko-chińskiej w kwietniu 1937 r. Wobec stopniowego zamykania przez Stany Zjednoczone eksportu do Japonii surowców energonośnych i sprzętu wojskowego, przy równocześnie trwających dostawach do Chin, uwaga strategów japońskich zwróciła się ku Azji Południowo-Wschodniej. Pierwszym celem były francuskie Indochiny, w których latem 1940 r. Japonia zająwszy Sajgon, uzyskała prawo przemarszu swoich wojsk ku południowej granicy chińskiej, prawo korzystania z francuskich lotnisk w Indochinach, prawo do współudziału w administracji tych terytoriów a także zamknięcie linii kolejowej wiodącej do Chin, którą uprzednio dostarczono broń walczącej armii chińskiej. Jeden rzut oka na mapę musi nasuwać wniosek o dogodnej pozycji, jaką dzięki temu posunięciu uzyskała Japonia na Morzu Południowochińskim i wobec Cieśniny Malakka, przez które wiodła najkrótsza droga z Europy do Azji i korzystając z której poprzednio dostarczano przez port w Hongkongu broń dla armii chińskiej (przede wszystkim była to broń amerykańska wywożona na Wyspy Brytyjskie, stamtąd zaś następnie do Azji). Japonia uzyskała też doskonałe wyjście na słabe Królestwo Tajlandii, posiadłości brytyjskie w Birmie i Indiach, gdzie mogła łatwo przeciąć wiodącą do Chin tzw. „drogę birmańską” oraz na zasobne w kauczuk, metale kolorowe, ropę naftową, węgiel i żyzne ziemie uprawne (między innymi na Jawie) Holenderskie Indie Wschodnie. Gdy w lipcu 1941 r. Japonia objęła swym protektoratem francuskie Indochiny, prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Roosevelt (1933-1945) zamroził wszystkie aktywa japońskie ulokowane w Stanach Zjednoczonych, włączył siły zbrojne Filipin do armii amerykańskiej i mianował naczelnym dowódcą wszystkich sił amerykańskich w Azji gen. Douglasa MacArthura oraz wprowadził ograniczenia w sprzedaży ropy do Japonii, w dwa miesiące później przekształcone w embargo.

Tymczasem Japonia od września 1940 r. pozostawała stroną paktu berlińskiego, którego pozostałymi dwoma sygnatariuszami były Niemcy i Włochy. Niemcy dawały jednak do zrozumienia, ze nie zamierzają rezygnować ze straconych niegdyś kolonii na Pacyfiku, podobnie jak spoglądały z zainteresowaniem na posiadłości francuskie i niderlandzkie w Azji, zaś w prasie niemieckiej argumentowano, że owoce zwycięstwa nad obydwoma państwami, zarówno w Europie jak i w Azji, powinny przypaść Niemcom. (por. Jerzy Lipiński, Druga wojna światowa na morzu, Gdańsk 1976, ss. 470-471). Reakcją Anglosasów na pakt berliński było podpisanie porozumienia o strategicznym współdziałaniu na Pacyfiku.

Prawdopodobnie właśnie sprzeczności niemiecko-japońskie na Oceanie Spokojnym i niepowodzenia Japonii w konfrontacji z ZSRS w latach 1938-1939 w rejonie jeziora Chasan i nad rzeką Chałchyn-goł w Mongolii zadecydowały, iż w kwietniu 1941 r. rząd japoński zdecydował się podpisać układ o nieagresji ze Związkiem Sowieckim, zaś na naradzie w lipcu 1941 r. postanowiono o powzięciu kroków wojennych przeciw ZSRS jedynie w wypadku odniesienia decydującego zwycięstwa na froncie wschodnim przez Niemcy i wycofania wojsk sowieckich z Dalekiego Wschodu. Nie mając odpowiednio dużych sił by prowadzić równocześnie wojnę w Chinach, osłaniać granicę z ZSRS i zagrozić Stanom Zjednoczonym, we wrześniu 1941 r. zdecydowano się na realizację ograniczonego planu strategicznego obliczonego na wyparcie mocarstw zachodnich z ich posiadłości w Azji Południowo-Wschodniej. Ostateczną decyzję podjęto na konferencji rządowej 5 listopada 1941 r. Plan japoński zakładał zepchnięcie przeciwników na dalekie pozycje na Aleutach i Hawajach, do Mongolii i Indii, do Australii na południu wreszcie. Archipelagi na Oceanie Spokojnym miały stać się ufortyfikowanym pasem obronnym, pod osłoną którego siły i transporty japońskie manewrowałyby swobodnie po najkrótszych szlakach, pomiędzy Malajami i Indiami Holenderskimi a samym Archipelagiem Japońskim, dowożąc cenne surowce. Japońscy planiści wierzyli w możliwość zniszczenia amerykańskiej Floty Pacyfiku, w odepchnięcie sił zachodnich tak daleko od Wysp Japońskich, że pozbawione własnych baz i oddalone o tysiące mil od własnego kontynentu, na dodatek zaś zaangażowane w wojnę z Niemcami, państwa zachodnie zdecydują się na pokój na korzystnych dla Japonii warunkach.

W rezultacie 7 grudnia 1941 r. Japonia zaatakowała równocześnie Pearl Harbor, Midway, Wake, Guam, Hongkong, Singapur i Manilę. Atak przyniósł ograniczony sukces, nie udało się jednak w jego toku całkowicie zneutralizować amerykańskiej Floty Pacyfiku. Od wyniku zmagań na tym oceanie miał zaś zależeć ostateczny wynik wojny. Natarcie japońskie prowadzone przez Indie Wschodnie ku Australii mogło być powstrzymane dzięki stałym dostawom broni prowadzonym przez Samoa Amerykańskie i Wyspy Fidżi. Podobnie kontrofensywa na Archipelagu Bismarcka prowadzona przez Anglosasów była możliwa dzięki istnieniu tych szlaków zaopatrzenia. Z kolei bezpieczeństwo Wysp Japońskich zależało od zablokowania działań floty amerykańskiej na Północnym Pacyfiku. W czerwcu 1942 r. flota japońska nie zdołała jednak opanować Wysp Midway osłaniających dostęp do Hawajów, zaś w czasie bitwy straciła cztery najlepsze lotniskowce. W listopadzie 1943 r. wojska amerykańskie pod dowództwem adm. Chestera Nimitza opanowały należące do Wysp Gilberta atole Makin i Tarawa, co z kolei otworzyło im drogę na Wyspy Marshalla (opanowane w styczniu 1944 r.) i dalej na Mariany (opanowanie Saipan w czerwcu 1944 r.). Zajęcie Marianów i zwycięstwa na południowo-wschodnim teatrze zmagań umieściły Japonię w zasięgu amerykańskiego lotnictwa i przesądziły o wyniku wojny.

Jak więc można wywnioskować z krótko zreferowanego powyżej przebiegu działań wojennych na Pacyfiku, kontrola nad wyspami i archipelagami tego oceanu była kluczem otwierającym drzwi odpowiednio do Azji lub do Ameryki. Znaczenie to, jak się wydaje, akwen ten zachowuje do dziś, zaś współczesny stan stosunków międzynarodowych w regionie w pewnej mierze odpowiada przewidywaniom adm. Mahana; współpracujące ze sobą na płaszczyźnie strategicznej Stany Zjednoczone, Japonia, Korea Południowa i Republika Chin na Tajwanie, zdają się podejmować działania mające zapobiec znaczącej obecności Chińskiej Republiki Ludowej na morzach Południowochińskim i Wschodniochińskim, wyjście na które umożliwiłoby z kolei Chinom Ludowym osiągnięcie statusu mocarstwa ponadregionalnego. Panowanie nad wyspami Pacyfiku wydaje się przy tym warunkiem globalnego zasięgu działań floty i interesów politycznych dla zainteresowanego mocarstwa. Wyspy i archipelagi Środkowego Pacyfiku, dotychczas co prawda na ogół „geopolitycznie uśpione”, gdyż od zakończenia wojny w zasadzie niedostępne dla żadnego innego mocarstwa niż Stany Zjednoczone, których najważniejszą częścią są archipelagi Polinezji, byłyby więc, lub raczej mogłyby się stać w przypadku zakwestionowania amerykańskiej dominacji nad nimi, tym co Zbigniew Brzeziński nazwał „sworzniem geopolitycznym”. Według Brzezińskiego Sworzniami geopolitycznymi są państwa, których znaczenie nie wynika z ich potęgi czy ambicji, lecz raczej z ważnego położenia geograficznego i skutków ich potencjalnej niestabilności dla zachowań graczy geostrategicznych. To, które państwo pełni rolę sworznia geopolitycznego, wynika najczęściej z jego położenia geograficznego; niekiedy państwa te uzyskują dzięki temu szczególną rolę, gdyż mogą umożliwiać ważnemu graczowi dostęp do istotnych obszarów lub też go blokować. W pewnych przypadkach sworzeń geopolityczny może stanowić obronną tarczę dla kluczowego państwa czy nawet regionu (Cyt. za: Z. Brzeziński, Wielka Szachownica, Warszawa 1999, s. 41). Mając więc na uwadze możliwą przyszłą rywalizację między „kontynentalnym” mocarstwem chińskim a „morskim” mocarstwem amerykańskim o efektywną i trwałą kontrole nad Polinezją, nakreśliwszy wcześniej krótko rys historyczny regionu, warto by przyjrzeć się bliżej jego politycznym i geograficznym uwarunkowaniom.

Na świadomość polityczną współczesnych Polinezyjczyków niemały wpływ wywarła rozwijana w okresie kolonialnym ideologia narodowego odrodzenia. Dobrym jej wyrazem są cytowane na początku tego tekstu słowa pozostającego pod wpływem tej ideologii maoryskiego antropologa i etnologa Te Rangi Hiroa (1877-1951, znany też pod imieniem Piotr Henryk Buck). W 1897 r. ukończył on nowozelandzkie Kolegium Te Aute, założone w 1854 r. przez anglikańskiego misjonarza Samuela Williamsa z myślą o nauce młodzieży maoryskiej. W murach tej uczelni kształciło się pierwsze pokolenie maoryskiej inteligencji, wychowywane w duchu przywiązania do narodowych tradycji i wiary w pomyślny rozwój maoryskiej kultury w nowych czasach. Sam Te Rangi Hiroa po latach stwierdził Te Aute ukierunkowało moje życie w taki sposób, w jaki nie byłoby to możliwe w żadnej uczelni (Białych – przyp. R.L.). Każdy, w którego żyłach płynie maoryska krew, dochowa wierności swemu plemieniu, natomiast Te Aute nauczyło nas wierności rasie (Cyt.za: Peter H. Buck, Wikingowie Pacyfiku, Warszawa 1983, s. 263). Tego rodzaju nacjonalistyczna formacja zaowocowała powołaniem pod koniec XIX wieku Stowarzyszenia Studentów Te Aute – organizacji stawiającej sobie za cel odrodzenie kulturowe Maorysów i wszystkich Polinezyjczyków. Cele Stowarzyszenia, przekształconego 1909 r. w Partię Młodomaoryską, realizowano głównie poprzez działalność samokształceniową, prowadzoną za parawanem organizowania imprez sportowych. W rzeczywistości, wychowankowie Kolegium i działacze Stowarzyszenia, wśród których da się odnaleźć wielu znanych maoryskich uczonych, polityków i działaczy społecznych, stali się w swojej dalszej działalności ideologami maoritanga, będącej wedle słów jednego z nich – historyka Apirana Turupa Ngata (1874-1950) – wydobywaniem i podkreślaniem takich maoryskich cech charakterystycznych i takich rysów tradycyjnej kultury maoryskiej, jakie zachowały się w obecnych okolicznościach, przepojone duchem maoryskiej historii i tradycji, utrzymaniem, jak długo będzie można, starodawnych obrzędów, stałym interpretowaniem maoryskiego punktu widzenia tym - którzy sprawują władzę. (Cyt.za: Peter H. Buck, Dz. cyt., s. 272). Porównywana do murzyńskiego negritude i indiańskiego indigenizmu polinezyjska maoritanga byłaby więc nurtem konserwatywnego nacjonalizmu przeciwstawiającego się westernizacji i odarciu z tradycyjnych tożsamości rdzennych mieszkańców wysp Oceanu Spokojnego. Dobrze widoczne staje się to na kartach cytowanej tu pracy Bucka Wikingowie Pacyfiku, gdzie przesiąkniętą scjentyzmem, ekonomizmem, racjonalizmem, egoizmem i pozbawioną głębszych uczuć mentalność miotanych konfliktami ludzi Zachodu, autor przeciwstawia tradycyjnej kulturze Polinezyjczyków z ich umiejętnością zespołowej pracy dla dobra wspólnego, życia w harmonii z przyrodą, z ich bezinteresownością, gościnnością, tradycjonalizmem i dumą z własnej przeszłości oraz przynależności rodowej i rasowej. Te Rangi Hiroa był badaczem o orientacji ukierunkowanej na przeszłość, świadomie pomijającym w swych badaniach te formy kultury, które powstały na Pacyfiku pod wpływem Białych. Z jego wywodów przebija nostalgia za przemijającymi bezpowrotnie dawnymi obyczajami, umiejętnościami i folklorem Polinezji. Ratowaniu wiedzy o świecie polinezyjskich tradycji niszczonych w szybkim nurcie przemian akulturacyjnych poświęcił ten badacz swoją karierę.

Choć część spośród ustaleń poczynionych przez Te Rangi Hiroa została w kolejnych latach sfalsyfikowana, przypomnienie w tym miejscu postawionych przez niego tez byłoby celowe z punktu widzenia analizy rozwoju polinezyjskiej myśli nacjonalistycznej i mitologii narodowej. Był więc Te Rangi Hiroa zwolennikiem poglądu o wewnętrznej jedności kultury polinezyjskiej, zarazem mającej być odrębną od kultur sąsiedniej Melanezji. Podobnie, wyspy Oceanu Spokojnego miałyby być, jego zdaniem, skolonizowane wyłącznie przez Polinezyjczyków, nie poprzedzonych żadną wcześniejszą fala migracyjną. Kolonizacja ta miałaby postępować w sposób planowy, poprzez zajmowanie kolejnych sąsiadujących ze sobą wysp. Jej szlak wieść miał z Azji Wschodniej, przez archipelagi Mikronezji, następnie zaś głównymi ich ośrodkami miały stać się Wyspy Towarzystwa i Markizy. Lądy zamieszkałe przez Polinezyjczyków miały układać się w kształt trójkąta, którego wierzchołkami byłyby Hawaje, Nowa Zelandia i Wyspa Wielkanocna, zaś w jego podstawie miały znajdować się archipelagi Samoa i Tonga. Centrum, z którego promieniowała kultura mieszkańców wysp tego trójkąta miały być Wyspy Towarzystwa, centrami regionalnymi Samoa i Tonga na wschodzie, zaś Markizy na zachodzie. Do marginalnych mutacji kultury ogólnopolinezyjskiej miało dojść na wyspach tworzących wierzchołki „polinezyjskiego trójkąta”. Tezy swoje ilustruje Buck wskazaniem pokrewieństwa mitologii, kultury materialnej i języków wysp zaludnionych przez Polinezyjczyków. Występujące różnice tłumaczy wewnętrznym rozwojem poszczególnych odmian kultury polinezyjskiej w warunkach jej adaptacji do lokalnego środowiska przyrodniczego, prezentując tym samym podejście ekologiczno-kulturowe i konkretno-historyczne. Wartość kultury polinezyjskiej mierzy jej funkcjonalnym dopasowaniem do środowiska mającym jej wytwórców prowadzić do osiągnięć kulturowych nie mieszczących się w scjentystycznych schematach zachodniej antropologii. Kultura polinezyjska – której zasadniczy zrąb miał wywodzić się z Azji Wschodniej – kształtować się miała w toku migracji i adaptacji Polinezyjczyków do warunków życia na Oceanie Spokojnym. Wskazując na jej szczególną wartość, podkreślał Te Rangi Hiroa wyjątkowe umiejętności nawigacyjne i żeglarskie neolitycznych żeglarzy zasiedlających wyspy Pacyfiku, a także ich uzdolnienia mnemotechniczne pozwalające zachować pamięć o przodkach i genealogiach w warunkach nieznajomości pisma. Wskazywał też na wysoki rozwój myśli mitologiczno-filozoficznej z jej abstrakcyjnymi pojęciami i ewolucyjnymi koncepcjami, rozbudowanymi treściami kosmologicznymi i teologicznymi. Znaczną część książki Bucka zajmują niekiedy bardzo rozbudowane i uciążliwe w czytaniu opisy mitologii poszczególnych wysp oraz wzajemnych inspiracji, jakim ona ulegała pomiędzy poszczególnymi ośrodkami. U źródeł wskazywanej czy też postulowanej przez Bucka ogólnopolinezyjskiej wspólnoty miałyby leżeć wspólnota języka, tożsame podstawowe zręby kultury, świadomość wspólnoty losów historycznych i specyficzne cechy psychiczne Polinezyjczyków.

Na tradycje jedności naprowadza też przeszłość ludów Polinezji; Buck wymienia istniejącą od XVI do XVIII wieku federację Wysp Towarzystwa, Wysp Cooka, Tubuai i niektórych wysp archipelagu Tuamotu noszącą nazwę Sojuszu Przyjaźni. Żyjące na wchodzących w skład federacji wyspach plemiona utrzymywały ze sobą ożywione kontakty gospodarcze i uznawały prestiżowo-religijne zwierzchnictwo wyspy Raiatei (w archipelagu Towarzystwa), zaś zachodząca pomiędzy nimi dyfuzja kulturowa ukształtowała jednolity charakter kultury środkowopolinezyjskiej. Innym wspominanym przez Te Rangi Hiroa ogólnopolinezyjskim fenomenem politycznym był działający do połowy XIX wieku rycerski Związek Arioi. Dokładniejszą jego charakterystykę przedstawia uczony sowiecki Aleksander Kondratow (por. Aleksander Kondratow, Zaginione cywilizacje, Warszawa 1973, ss. 195-200) pisząc, że było to bractwo, którego odnogi sięgały na Mangarevę, Raratongę, Markizy i Wyspę Wielkanocną (na której Związek miał przejąć władzę ujarzmiając miejscową ludność i panując nad nią do schyłku XVII wieku). Zawiązane ono zostało ku czci boga Oro, którego najważniejsza świątynia znajdowała się w Taputapu-atea na wyspie Raiatea, gdzie też wpływy Związku były najsilniejsze. Związek w swej działalności przypominał wędrowną trupę teatralną przenosząc się z wyspy na wyspę, za każdą swoją wizytą urządzając pantomimy, wykonując pieśni chóralne i hymny sławiące bogów i najwyższych kapłanów, czemu towarzyszyło bicie w bębny i dęcie w muszle oraz widowiska dramatyczne, których tematem były wydarzenia historyczne lub sceny mitologiczne. Kilkudniowym zazwyczaj uroczystościom towarzyszyły tańce i widowiska wojenne. Do Związku mógł przystąpić każdy chętny, przy czym ceremoniał przyjęcia był niezwykle rozbudowany i bogaty, nowicjuszom zaś nadawano nowe imię. Członkowie Związku awansowali w hierarchii siedmiu stopni wtajemniczenia różnicującej, inicjowanych przy pomocy odmiennych ozdób i tatuaży. Wędrowny charakter zrzeszenia czynił koniecznością uciekanie się do rabunkowych metod pozyskiwania żywności, co rodziło oczywiście niezadowolenie łupionych przy tej okazji chłopów i właścicieli pól z niszczonymi zasiewami, jednak związki Arioi z rodami arystokratycznymi i wodzowskimi oraz otaczająca ich aura świętości i nietykalności sprawiały, że nie tylko bunty przeciw nim przez długi czas nie były możliwe, lecz także sami Arioi odgrywali rolę czynnika uspokajającego nastroje i byli wzywani na poszczególne wyspy w wypadku groźby zamieszek. Ostatecznie, Związek został wytępiony przez samych Polinezyjczyków (tak stało się między innymi na Wyspie Wielkanocnej ok. 1680 r.) lub jego struktury rozpadły się pod presją chrześcijańskich misjonarzy.

Ustalenia współczesnej antropologii oparte na badaniach archeologicznych i językoznawczych obalają niektóre z hipotez Te Rangi Hiroa; odrzuca się obecnie pogląd o istnieniu wyrazistych granic kulturowych pomiędzy Polinezją a Melanezją i Mikronezją, podkreślając raczej wzajemne związki wszystkich tych regionów. Języki polinezyjskie zaliczane są, jako jedna z czterech podgrup (trzy pozostałe podgrupy występują na niewielkim obszarze obejmującym Halmaherę, pobliskie wyspy wschodniej Indonezji i zachodnią Nową Gwineę) do grupy środkowowschodnich języków malajsko-polinezyjskich. Wraz z grupą zachodnich języków malajsko-polinezyjskich, grupa ta zaliczana jest do podrodziny języków malajsko-polinezyjskich – wraz z trzema kolejnymi podrodzinami występującymi wśród stanowiących dziś 2% ogółu mieszkańców wyspy rdzennych Tajwańczyków – zaliczanej do rodziny języków austronezyjskich (por. Jared Diamond, Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw, Warszawa 2000, s. 406)..

Polinezyjczyków uważa się, pod względem antropologicznym, za Austronezyjczyków, praojczyzna których miała znajdować się w południowych Chinach. Około czterech tysięcy lat p.n.e. na obszarze tym zaczęto wytwarzać wygładzone kamienne narzędzia i charakterystyczny typ ceramiki odnajdywanej również na Tajwanie. Około 3500 lat p.n.e. ludy południowych Chin dokonały kolonizacji Tajwanu, stamtąd około 3000 lat p.n.e. miały skolonizować Filipiny, następnie kolejno Borneo, Celebes, ok. 2500 roku p.n.e. Timor, z Celebes zasiedlić Halmaherę ok. 1600 r. p.n.e., z Borneo Jawę i Sumatrę , z Halmahery przenieść się ok. 1600 r. p.n.e. na Archipelag Bismarcka, z Borneo na Półwysep Malajski i do Wietnamu (gdzie do dziś żyją będący ich potomkami Czamowie), z Archipelagu Bismarcka ok. 1600 r. p.n.e. na Wyspy Salomona, stamtąd zaś na Santa Cruz, Fidżi, Samoa, Tonga, podczas gdy odrębna fala osadników z Santa Cruz ok. 1200 r. p.n.e. zasiedliła Nową Kaledonię. Z Samoa fala osadnicza dotarła na początku naszej ery do Markizów, Wysp Towarzystwa i Wysp Cooka, z Markizów na Tuamotu, zaś ok. 500 r. na Hawaje i Wyspę Wielkanocną. Ostatnimi lądami zasiedlonymi przez Polinezyjczyków były Pitcairn, do której dopłynięto ok. 1000 r. z Tuamotu oraz Nowa Zelandia, gdzie w tym samym czasie dotarła wyprawa z Wysp Cooka. Wreszcie w 1300 r. Maorysi z Nowej Zelandii odkryli i skolonizowali położone na zachód od niej Wyspy Chatham. Dla nakreślenia pełnego obrazu migracji Austronezyjczyków należy wspomnieć jeszcze o kolonizacji Madagaskaru, jaką w VI wieku przeprowadzili mieszkańcy Borneo.

Opanowanie bezludnych wcześniej wysp Oceanu Spokojnego możliwe było dzięki wykorzystaniu mających zastosowanie dla gospodarki ludzkiej roślin, wśród których znalazły się palma kokosowa, drzewo chlebowe, bananowiec, plantan, z bulwiastych zaś taro, pochrzyn chiński, maranta, kurkuma i słodki ziemniak. Do wyrobu odzieży stosowano morwę papierową, do wyrobu pojemników małą tykwę. Wśród hodowanych zwierząt znalazły się świnie, kury i psy. Spożywano też owoce morza; ryby, rekiny, żółwie morskie, morświny i mięczaki. Dalekie podróże morskie były możliwe dzięki wykorzystaniu czółen wyposażonych w podwójne pływaki, umocowane na prostopadłych wspornikach i czyniące łódź praktycznie niewywrotną.

Podobnie jak tezy Te Rangi Hiroa dotyczące kolejności i szlaków zasiedlenia wysp Polinezji, pewnej korekty wymaga także jego opinia o wyjątkowych zdolnościach adaptacyjnych Polinezyjczyków; o ile bowiem nie ulega wątpliwości, że potrafili oni w pełni wykorzystać nawet bardzo niesprzyjające warunki środowiskowe, o tyle kolonizacja przez nich jakiegoś lądu powodowała niemal zawsze bardzo duże szkody siedliska, prowadziła do wytępienia wielu gatunków zwierząt i roślin oraz do deforestracji. Najbardziej znanymi przypadkami pogromu gatunków zwierząt zamieszkujących wyspy Pacyfiku przed przybyciem człowieka, było wyginięcie gęsi nielotów i ptaków moa na Hawajach i Nowej Zelandii, dużo jednak dalej idące skutki ekologiczne i demograficzne miała nadmierna eksploatacja środowiska w południowo-wschodniej i wschodniej Polinezji.

W południowo-wschodniej Polinezji kluczową rolę odgrywała sieć powiązań handlowych utrzymująca się pomiędzy Mangarevą, Pitcairn i Henderson, na zachodzie zaś sięgająca Markizów, Wysp Towarzystwa i Tubuai. Spośród trzech wymienionych wysp, Mangareva posiadała wszystkie potrzebne do wyżywienia kilkutysięcznej populacji zasoby. Występowały tam ryby, skorupiaki (wśród nich zaś szczególnie ceniona czarnousta ostryga perłowa, z której muszli wycinano między innymi haczyki na ryby), tereny nadające się do uprawy patatów, pochrzynu, taro, drzewa chlebowego i bananowców. Brak było złóż kamienia przydatnego przy wyrobie toporków (na wyspach i koralowych atolach w lagunie Mangarevy występują jedynie złoża gruboziarnistego bazaltu nienadającego się do wytwarzania dobrej jakości ostrych narzędzi), który to surowiec sprowadzano z sąsiedniej Wyspy Pitcairn. Na tej liczącej sobie zaledwie sześć kilometrów kwadratowych wysepce znajdują się złoża drobnoziarnistego bazaltu i szkła wulkanicznego w zupełności zaspokajające potrzeby mieszkańców Mangarevy. Niewielka powierzchnia, niesprzyjający połowom skorupiaków i ryb brak raf koralowych, wreszcie brak dogodnych ziem uprawnych spowodowany stromizną zboczy wulkanu, wokół którego powstała wyspa, sprawiają, że mogła tam przeżyć jedynie około stuosobowa populacja. Na najdalej na wschód położonej Wyspie Henderson panują najmniej sprzyjające osadnictwu warunki. Wyspa jest rafą koralową wypiętrzoną ponad powierzchnię oceanu przez procesy geologiczne, na której brak stałych strumieni i źródeł słodkiej wody (jedyne istniejące tryska sześć metrów od brzegu, w wodach oceanu), gleba zaś nadająca się do uprawy występuje tylko w niektórych miejscach. Obfite były natomiast zasoby morskie i fauna Henderson; w przybrzeżnych wodach żyły homary, kraby, ośmiornice, ryby i skorupiaki, na plaży do dziś gnieżdżą się żółwie morskie, zaś w głębi wyspy gniazdowało siedemnaście gatunków ptaków morskich i żyło dziewięć gatunków ptaków lądowych. Uprawiano też kilka gatunków roślin w północno-zachodniej części wyspy, która została dla tego celu uprzednio spalona i przekształcona w kamienne ogrody. Towarami eksportowanymi z Henderson były najprawdopodobniej żywność oraz dobra luksusowe; czerwone pióra papug i żywe żółwie morskie. Wymiana handlowa między wyspami skończyła się około roku 1500, po czym kilkudziesięcioosobowa populacja Henderson, na której nie występowały drzewa wystarczająco duże by mogły służyć do wyrobu czółen, została uwięziona na wyspie i najprawdopodobniej po nieco ponad stu latach przestała istnieć. Podobny los spotkał populacje zamieszkującą położoną bardziej na zachód Pitcairn, której ludność odcięta od dostaw z Mangarevy nie była w stanie samodzielnie przetrwać. Na samej Mangarevie zakładanie kamiennych ogrodów spowodowało wylesienie górnych połaci lądu, następnie zaś erozję tamtejszej gleby i zmniejszenie plonów. Nie posiadając drewna do budowy czółen, mieszkańcy Mangarevy zerwali kontakty handlowe zarówno z archipelagami na zachodzie, jak też z Pitcairn i Henderson, co skazało osiadłych na tych dwóch ostatnich na zagładę. Na Mangarevie doszło tymczasem do zaniku rybołówstwa oceanicznego, rozpadu systemu politycznego, wojen domowych, głodu i wreszcie kanibalizmu, gdy pozbawiona białka ludność zaczęła zaspokajać swoje na nie zapotrzebowanie zjadając ciała zarówno dopiero co zmarłych, jak i już pochowanych ludzi. Do wylesienia doprowadzono tez na Pitcairn, gdzie ponadto zagładzie uległo pięć z dziewięciu gatunków ptaków lądowych i sześć gatunków gniazdujących tam ptaków morskich, co w oczywisty sposób zmniejszyło dostępne zasoby żywności powodując w rezultacie, że na wyspie nikt nie pozostał przy życiu.

Do nieco podobnej klęski ekologicznej i demograficznej doszło na najdalej na wschód położonej części Polinezji, mianowicie na Wyspie Wielkanocnej. Licząca sobie w szczytowym okresie najprawdopodobniej od sześciu do trzydziestu tysięcy mieszkańców populacja wyspy żywiła się mięsem łowionych na pełnym oceanie delfinów pospolitych i tuńczyków oraz morświnów, ptaków morskich i lądowych. Tych ostatnich było najprawdopodobniej sześć gatunków a znajdował się wśród nich między innymi jeden gatunek czapli, dwa papug i jeden sowy płomykówki. Na wyspie gniazdowało też 26 gatunków ptaków morskich, co czyniło ją najbogatszym ich lęgowiskiem w całej Polinezji i być może na całym Oceanie Spokojnym. Okazjonalnie spożywano mięso fok, wielkich jaszczurek, morskich żółwi. Stale korzystano z mięsa szczurów przybyłych na wyspę wraz z kolonistami. Wycinanie lasów pod uprawy i na potrzeby działań zarówno o charakterze kultowym (kremacja zmarłych, budowa słynnych kamiennych platform i posągów), jak i gospodarczym spowodowało całkowite wylesienie wyspy. Skutkiem tego były erozja gleby, jej odwodnienie i wypłukiwanie substancji odżywczych, co skutkowało zmniejszeniem wydajności upraw. W rezultacie kombinacji czynników w postaci przełowienia, deforestracji i żerowania szczurów wyginęła na wyspie większość gatunków ptaków, spożywane skorupiaki były coraz mniejsze i mniej liczne, niedostępne stały się ryby oceaniczne i delfiny. Głód spowodował załamanie się wcześniej zintegrowanego systemu politycznego i gospodarczego wyspy, w którym współpracowało i pokojowo współzawodniczyło ze sobą jedenaście lub dwanaście sąsiadujących ze sobą terytoriów plemiennych. Wojny, odrzucenie starej religii (czego symbolem stało się niszczenie kamiennych posągów) i kanibalizm będące skutkiem katastrofy ekologicznej zmniejszyły populację Wyspy Wielkanocnej o 70% do czasu jej odkrycia przez kpt. Jakuba Roggeveena w 1722 r. i następnie dokładniejszego zbadania w 1774 r. przez kpt. Jakuba Cooka.

Zastanawiając się nad przyczynami klęski ekologicznej, do której doszło na Wyspie Wielkanocnej, dokładniej zaś nad przyczynami jej wylesienia, geograf i antropolog kulturowy Jared Diamond wskazuje na jej szczególną wrażliwość ekologiczną na podobne niebezpieczeństwa. Jego zdaniem, wyspy raczej suche niż wilgotne, położone raczej na zimnych, dużych szerokościach geograficznych niż na ciepłych i bliskich równika, będące raczej starymi wyspami wulkanicznymi niż młodymi wyspami wulkanicznymi, raczej małe niż duże, raczej oddalone niż bliskie innym wyspom, raczej nizinne niż wyżynne, raczej bez makatei (wypiętrzonej przez procesy geologiczne rafy koralowej) niż z makateą, raczej pozbawione opadów popiołów wulkanicznych niż te, na których opady takie występują, raczej pozbawione opadów pyłu ze środkowoazjatyckich huraganów niż te, nad które on dociera, będą bardziej narażone na wylesienie. (por. Jared Diamond, Upadek. Dlaczego niektóre społeczeństwa upadły, a innym się udało, Warszawa 2007, ss. 106-108). Analiza natężenia każdego z tych czynników odniesiona zarówno do Wyspy Wielkanocnej jak i do Manmgarevy wskazuje na ich bardzo wysoką podatność na wylesienie. Da się tą drogą również wytłumaczyć, dlaczego w poważnej mierze wylesione zostały Wyspy Cooka, Tubuai i zawietrzne strony głównych wysp Hawajów i Fidżi, podczas gdy Tonga, Samoa, Wyspy Bismarcka i Salomona oraz największa w archipelagu Tuamotu wyspa Makatea pozostają w większej części zalesione, podobnie jak Wyspy Towarzystwa, Markizy i nawietrzne strony największych wysp na Hawajach i Fidżi, gdzie na większej wysokości utrzymano pierwotne lasy, podczas gdy na niższej lasy wtórne, paprocie i trawy.

Rzut oka zarówno na przeszłość, jak i na ekologię i geografię Polinezji wskazują, że istniejące tam państwa nie są w stanie funkcjonować na dłuższą metą jako samodzielne podmioty geopolityczne. W przypadku organizacji zrzeszającej niezależne (zaś na prawach obserwatora i członka stowarzyszonego także zależne) państwa regionu, czyli Forum Wysp Pacyfiku (przekształcone w 2000 r. z istniejącego od 1972 r. Forum Południowego Pacyfiku) poważną rolę odgrywa pomoc gospodarcza i organizacyjna dwóch największych państw zrzeszonych tzn. Australii i Nowej Zelandii. Obydwa te państwa są jednak w stosunkowo niewielkim stopniu związane z historycznym dziedzictwem Polinezji; rdzenna ludność Australii pochodzi najprawdopodobniej od migrantów przybyłych tam oraz osiadłych na położonych bardziej na północ wyspach Indonezji przed około 40 tysiącami lat. W Indonezji ludy te (poza Nową Gwineą i położonymi od niej na północny zachód archipelagami Wysp Salomona czy Wysp Bismarcka) zostały wytępione przez opisanych wyżej kolonistów Austronezyjskich, którzy dali również początek populacji współczesnej Polinezji. Obecnie pierwotni mieszkańcy Australii tworzą jedynie niepełne trzy procent ogółu populacji tego kraju. Z kolei na zasiedlonym przez Polinezyjczyków archipelagu Nowej Zelandii ludnośc pochodzenia austronezyjskiego stanowi dziś jedynie nieco ponad 14% całości populacji. Nowa Zelandia, obok Hawajów i Nowej Kaledonii, była jedynym archipelagiem Oceanu Spokojnego, na którym powstały liczne kolonie Białych, które z czasem zmajoryzowały liczebnie rodzimą ludność. Na pozostałych obszarach Azji Południowo-Wschodniej i Pacyfiku, państwa Zachodu uzyskawszy czasową dominację ze względu na swoją przewagę techniczną i gospodarczą, nie zdołały skolonizować podporządkowanych sobie politycznie krajów, zaś ludność europejska i amerykańska powstrzymywana była przed osiedlaniem się tam przez choroby, niesprzyjający klimat lub trudne warunki naturalne. Faktem pozostaje więc etniczna odrębność Polinezji od historycznie i kulturowo pozostających częścią Zachodu współczesnych państw australijskiego i nowozelandzkiego, dominujących obecnie Forum Wysp Pacyfiku. Organizacja ta wydaje się zatem zrzeszać podmioty przynależące do odrębnych kręgów cywilizacyjnych (w znaczeniu jakim słowem „cywilizacja” posługiwali się Samuel Huntington i Feliks Koneczny), a zatem być tworem sztucznym, zagrażającym tradycyjnej kulturze i tożsamości polinezyjczyków, takiej, jaką opisywał przed laty Te Rangi Hiroa. Wymienieni już Feliks Koneczny i Samuel Huntington – zasłużenie uważani za wybitnych autorów nauki o cywilizacjach – podkreślali szkodliwość i nienaturalność integrowania narodów i podmiotów przynależnych do odmiennych kręgów kulturowych. Odnosząc ich wnioski do zasad i praktyki funkcjonowania Forum Wysp Pacyfiku należałoby stwierdzić, że jest ono narzędziem westernizacji i rozszerzania w Polinezji ideologii demoliberalnej, na dowód czego przywołać można usunięcie z organizacji w maju 2009 r. Republiki Wysp Fidżi, co uzasadniano łamaniem przez to najsilniejsze wojskowo państwo Pacyfiku reguł demokracji i tzw. „praw człowieka”. Pojawia się oczywiście pytanie o alternatywny kierunek polityki państw Pacyfiku, który w większym stopniu odpowiadałby ich rzeczywistej tożsamości historycznej, kulturowej i etnicznej. Wyżej nadmieniono już o związkach językowych i etnicznych łączących Polinezję z Indonezją. Ta licząca sobie blisko 250 milionów mieszkańców regionalna potęga, mogąca poszczycić się starożytną tradycją kulturową i mająca wszelkie warunki ku staniu się mocarstwem, nie posiada statusu państwa stowarzyszonego ani obserwatora przy Forum Wysp Pacyfiku. Tradycje indonezyjskiej państwowości znajdują swoje źródło na Jawie, której austronezyjscy mieszkańcy, korzystając z możliwości uprawy dawanych przez żyzne gleby wulkaniczne wyspy, stworzyli pozostające pod wpływem Indii królestwo, przyswoili sobie umiejętność posługiwania się pismem i wybudowali wspaniały buddyjski kompleks religijny w Borobudur. Zwróćmy też uwagę, że obydwa wymienione mocarstwa, tzn. zarówno Indie jak i Indonezja zmagają się z muzułmańskim separatyzmem (Kaszmir w Indiach, zamachy terrorystyczne w Indonezji, np. na wyspie Bali w 2002 r.) oraz mają napięte stosunki z Chinami, ze strony których czują się zagrożone (wojna chińsko-indyjska w 1962 r. oraz późniejsza o trzy lata masakra przez zdominowane przez Jawajczyków siły rządowe indonezyjskiej partii komunistycznej eksponującej interesy Chińczyków osiadłych w Indonezji); obydwa wreszcie państwa posiadają tradycje współpracy w ramach powołanego w 1955 r. na konferencji w indonezyjskim Bandungu, ruchu państw niezaangażowanych. Współpraca Indii i Indonezji, rozszerzona o zainteresowanie tych dwóch potęg wyspami Pacyfiku, mogłaby doprowadzić do powstania w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej oraz na Oceanie Spokojnym siły mogącej odgrywać rolę balansu i języczka u wagi w rywalizacji pomiędzy próbującymi podzielić między siebie dominację w tych regionach kolosami Stanów Zjednoczonych i Chin Ludowych. Z drugiej strony, wyjście państw Azji Południowej na Pacyfik, znajdowałoby o wiele solidniejsze uzasadnienie historyczne i kulturowe niż westernizacja tego regionu w ramach dotychczas integrującego go PIF (Pacific Islands Forum – Forum Wysp Pacyfiku), nie zagrażając przy tym w takim stopniu jego tradycyjnej tożsamości jak w przeszłości zagroziła jej dominacja Zachodu i Japonii, zaś jak obecnie mogłaby zagrozić dominacja Chin lub dalsze trwanie tych państw w strukturach Zachodu. Zintegrowana wewnętrznie Polinezja, związana geopolitycznie z Indonezją i Indiami, stałaby się wówczas na nowo obrotnym sworzniem światowej polityki.

Ronald Lasecki

sobota, 30 stycznia 2010

Oświadczenie w sprawie publikacji portalu konserwatyzm.pl

Informuję, że nie wyrażałem zgody na przedruk artykułu „Przemyślenia po dyskusji Czym jest legitymizm?” i nie życzę sobie, by bez uprzedniej ze mną konsultacji, na portalu konserwatyzm.pl zamieszczano cokolwiek mojego autorstwa. Od redakcji portalu konserwatyzm.pl oczekuję natychmiastowego usunięcia wskazanej publikacji.

Ronald Lasecki

czwartek, 28 stycznia 2010

Przemyślenia po dyskusji "Czym jest legitymizm" ?*

27 stycznia br. w warszawskiej restauracji „Świętoszek” odbyła się dyskusja prof. prof Jacka Bartyzela i Adama Wielomskiego Czym jest legitymizm ? Dyskusja była kolejną odsłoną ciągnącego się od pewnego czasu sporu o treść i zasadność legitymizmu, którą toczą obydwaj adwersarze, a w który zaangażowane jest też szersze środowisko monarchistyczne.

Spotkanie rozpoczęło się wprowadzeniem Jacka Bartyzela, w którym przedstawił on interpretację legitymizmu opartą na ustaleniach poczynionych w doktrynie hiszpańskiej i francuskiej a rozróżniającej pomiędzy legitymizmem wykonywania i legitymizmem pochodzenia, czy też legitymizmem teologicznym a legitymizmem naturalnym, które to rozróżnienia łączą się, najogólniej rzecz ujmując, odpowiednio z treścią władzy i wyłonieniem jej podmiotu w zgodzie z historycznie ukształtowanymi prawami zwyczajowymi danego narodu. Obydwa wymiary legitymizmu, zdaniem Jacka Bartyzela, pozostają ze sobą integralnie związane nadając w równym stopniu treść temu pojęciu, przy czym reguły określające sukcesję władzy pozostają w służbie zasad wskazujących na powinności władców.

Adam Wielomski zakwestionował tak szeroką definicję legitymizmu, argumentując że jest ona oparta na bezzasadnym przeniesieniu w realia polskie siatki pojęciowej specyficznej dla języka hiszpańskiego i zachowującej sens tylko w jego ramach. Zdaniem prezesa KZ-M, rozróżnienie na legitymizm teologiczny i naturalny w nauce francuskiej jest stosunkowo nowe, sięga najprawdopodobniej nieledwie roku 2006, gdy ukazał się drukiem Manifest legitymistyczny , będący zbiorowym opracowaniem teoretyków związanych z Unią Kręgów Legitymistów Francji, nie znajduje jednak uzasadnienia w całościowo traktowanej tradycji francuskiego legitymizmu, którego praktyka kazałaby raczej skonstatować przyznawanie w nim pierwszeństwa zasadzie „pochodzenia” niż „treści” władzy przy określaniu jej prawowitości. W przypadku tradycji hiszpańskiej, dopuszczającej pozbawienie praw do tronu władcy niewypełniającego powinności nakładanych nań przez dziedziczenie korony, istotnym momentem jest iż – w przeciwieństwie do języka polskiego – w języku hiszpańskim, dużo mniej popularne jest rozróżnienie pomiędzy „legitymowalnością” władzy, którą Wielomski utożsamia z hiszpańskim pojęciem „legitymizmu wykonywania”, a prawowitością jej pochodzenia, dla której określenia używa z kolei, podpierając się przy tym definicją Bartyzela podaną w opracowaniu jego autorstwa Legitymizm. Historia i teraźniejszość, właśnie terminu legitymizm. Argumentując następnie służebność tak zawężonego pojęcia legitymizmu wobec legitymowalności czy też prawowitości wykonywania władzy, odmówił Wielomski bycia rzeczywistym legitymistą każdemu zajmującemu podobne stanowisko, a więc również sobie samemu, prof. Bartyzelowi i przywoływanym przez niego a określającym się mianem legitymistów, hiszpańskim tradycjonalistom-karlistom, niejako domyślnie ograniczając tym samym zjawisko legitymizmu do tradycji francuskiej.

Z konkluzją taką nie z godził się Jacek Bartyzel, stwierdzając ze legitymizm można pojmować zarówno jedynie jako ustalone prawem zwyczajowym i specyficzne dla danego narodu zasady sukcesji tronu, jak i szerzej – w powiązaniu z wartościami, które winny przyświecać panującym i służba którym winna być kryterium uznania ich władzy za prawowitą.

Obydwaj dyskutanci zgodzili się, że niecelowa byłaby uniwersalizacja konkretnych dla danego narodu reguł sukcesji tronu, gdyż te nawarstwiają się stopniowo w procesie rozwoju historycznego i zazwyczaj odpowiadają szczególnym warunkom i tradycji, w środowisku których,przyszło im się kształtować. Obaj zgodzili się także w swym odrzuceniu politycznego konstruktywizmu, w przypadku legitymizmu mogącego przybierać formę „dekretowania” reguł następstwa tronu, nie będących wówczas tworem historii i tradycji w które wciela się „mądrość narodowa”, lecz efektem swoistego rodzaju inżynierii. Odpowiadając na jedno padłych z sali pytań, Jacek Bartyzel poczynił rozróżnienie pomiędzy zasadami określającymi dziedziczenie a zasadami przekazywania czy tez sukcesji tronu, elementów tych pierwszych doszukując się w polskiej tradycji z czasów panowania władców z dynastii piastowskiej. Obydwu dyskutantów, w pewną konfuzję wprawiło zagadnienie „prawa do oporu” i wskazanie podmiotu uprawnionego do przesądzania o tym, czy w danym przypadku, doszło już do naruszenia praw Boskich i praw królestwa, a zatem czy władca stał się tyranem przeciw któremu można zastosować „prawo do oporu”. Dla prof. Wielomskiego autorytetem uprawnionych do rozstrzygania w podobnych sytuacjach może być Kościół katolicki (z czym, jak się należy domyślać, zgadza się oczywiście prof. Bartyzel), ani jednak on ani jego adwersarz, nie odpowiedzieli jednoznacznie, jak należy oceniać przypadki, gdy panujący zostaje uznany uzurpatorem i pozbawiony praw do tronu decyzją świeckiego ciała zbiorczego uzasadniającego swą decyzję łamaniem przez uznanego pozbawionym praw do tronu spisanych lub ujętych w tradycji narodowej praw królestwa, czy nawet – jak niekiedy się to zdarzało – zagrożenia stwarzanego przez niego dla racji stanu. Żaden z uczestników dyskusji nie wyjaśnił przekonująco, jak uniknąć w takim kontekście subiektywizmu i czym właściwie podobna sytuacja różni się od klasycznego demokratycznego głosowania.

Jeśli miałbym się pokusić o własne przemyślenia na ten temat, to wskazałbym chyba na szczególnego rodzaju ograniczenia wyobraźni i percepcji, którym podlega choćby nawet mający konserwatywne czy tradycjonalistyczne przekonania współczesny politolog lub w ogóle osoba zainteresowana polityką. Dla większości z nas, świat Tradycji znany jest jedynie z nielicznych dostępnych pism samych tradycjonalistów, częściej zaś z poświęconych ich myśli opracowań lub z dzieł historycznych. Naszą codziennością jest społecznie zatomizowany świat demoliberalny, w którym tradycyjne pojęcia dobra wspólnego, powinności, Tradycji, nawet narodu czy społeczeństwa pozbawione zostały znaczenia oddającego organiczny, wspólnotowy, ukierunkowany ku sacrum charakter ich rzeczywistych desygnatów. Terminami tymi zaczęto opisywać „nie-rzeczywistość” demoliberalną, co sprawiło że tradycyjnie uformowane społeczeństwo wraz z duchową konstytucją i mentalnością ludzi żyjących w składających je wspólnotach, stały się dla nas w dużym stopniu niezrozumiałe. To z kolei sprawia, iż ahistorycznie przenosimy mentalność i mechanizmy społeczne miotające współcześnie żyjącymi wypranymi z kultury i zbuntowanymi przeciw Tradycji masami, na żyjące dawniej w ideowym kosmosie Tradycji społeczności Starej Europy. Oczywiście, jak w przypadku każdej ustrukturyzowanej wewnętrznie grupy, także trwałość tamtych społeczeństw uwarunkowana była funkcjonalnością i adaptacyjnością spajających je instytucji, jednak właśnie wielość i długotrwałe oddziaływanie tych instytucji, wywierało skutek, iż społeczeństwa takie, nawet w wypadku przejściowych owych instytucji zaburzeń, a takim mogło być pojawienie się na tronie uzurpatora, niejako siłą inercji, na zasadzie homeostazy, powracały do pierwotnego stanu uporządkowania relacji pomiędzy ich elementami. Społeczeństwo tradycyjne, interpretowane przez pryzmat teorii systemowej, byłoby więc systemem samo organizującym się, czyli zdolnym do utrzymania i podnoszenia stopnia swego uporządkowania, także w obliczu zaburzeń procesów transformacji, za które uznać by należało pojawienie się na tronie uzurpatora. W praktyce człowiek Tradycji, którego świat ideowy i sposób myślenia nasiąknięte były ową Tradycją, będącą jedyną znaną mu rzeczywistością, działał konstruktywnie, porządkując i ukierunkowując swoją aktywność tak, by przybliżała do Ładu zarówno jego samego jak i cały znany mu świat, którego to Ładu obraz odciśnięto w jego duszy. Zupełnie inaczej zachowuje się człowiek współczesny, nie znając już ani idei Ładu, ani też nie rozumiejąc Tradycji, kieruje się ideologicznymi złudzeniami, partykularnymi interesami lub mniej lub bardziej uświadamianymi sobie instynktownymi popędami. Oczywiście, także ludzie Tradycji nie byli wolni od takich słabości, gdyż skłonność do grzechu istnieje w człowieku zawsze in potentia, tym niemniej w rzeczywistości, w której wciąż żywą była kultura, ubezpieczała ona człowieka przed aktualizacją tej potencji. Dlatego właśnie, wszystko to, co we współczesnym społeczeństwie jest trudne do wyobrażenia, czyli na przykład wystąpienie jakiejś korporacji czy innego rodzaju ciała zbiorczego w obronie zagrożonych praw i porządku, w świecie Tradycji w ograniczonym stopniu staje się możliwe. W wypadku ewentualnej restauracji monarchicznej, obdarzenie współczesnych parlamentów czy jakiejkolwiek zorganizowanej zbiorowości „prawem do oporu”, byłoby czynnikiem zdecydowanie zagrażającym stabilności królestwa, podczas gdy w rzeczywistości niespustoszonej jeszcze niszczycielskim huraganem Rewolucji, mogło ono , będąc obwarowanym stosownymi zastrzeżeniami, spełniać funkcję regulacyjną.

Na koniec tej części wywodu warto wyciągnąć więc konsekwentnie narzucający się w nim wniosek; w warunkach restaurowania czy też kształtowania na powrót uprzednio zniszczonego (w sferze materialnej rzecz jasna wyłącznie, gdyż w sferze idealnej trwa on niewzruszenie) Ładu, konieczna staje się nieograniczana ani „prawem do oporu”, ani żadną podobną barierą , „dyktatura królewska”, która dopiero wraz ze stopniowym porządkowaniem społeczeństwa, ewolucyjnie mogłaby przekształcać się w spajaną zasadami legitymizmu tradycyjną monarchię stanową, jaką znamy z podręczników historii i która wówczas byłaby oczywiście ograniczana przez nawarstwiające się z upływem lat kolejne pokłady odkrywanej na nowo Tradycji.

Po wysłuchaniu dyskusji, nasuwają mi się jeszcze dwa pytania, zadowalających odpowiedzi na które nie usłyszałem. Z obydwoma tymi kwestiami w zasadzie skierować się powinienem raczej do prof. Wielomskiego, gdyż to jego wypowiedź, będąc krytyczno-polemiczną wobec koncepcji legitymizmu, zobowiązuje go poniekąd do wyjaśnienia rodzących się w związku z tym problemów. Z tego właśnie powodu, nie chciałbym, aby spotkanie będące inspiracją dla napisania tego tekstu, zakończyło dyskusję o legitymiźmie.

Otóż po pierwsze, jeśli przyjmiemy definicję legitymizmu proponowaną przez Adama Wielomskiego, czyli ograniczającą go do określonych zwyczajem praw następstwa tronu, to czym on się w zasadzie będzie różnił od legalności ? Można oczywiście odpowiedzieć, że władza legitymistyczna to władza wyłoniona w zgodzie z prawem zwyczajowym, podczas gdy władza nielegitymistyczna, czyli nie dająca się uzasadnić prawem zwyczajowym, może być zarazem legalna w świetle prawa pozytywnego, pozostającego rozłącznym lub sprzecznym z prawem naturalnym i mogącego być stanowionym na przykład przez organ nie posiadający do tego stosownych uprawnień lub powstały na sposób samozwańczy. Byłby jednak taki wniosek chyba powierzchownym, bo cóż jeżeli prawo zwyczajowe okaże się sprzeczne z prawem naturalnym, zaś prawo narzucane „odgórnie” i z pominięciem partykularnej tradycji danej wspólnoty z nim zgodne ? Czy legitymizm nie jest więc w przyjętej przez prof. Wielomskiego interpretacji, jedynie legalnością odnoszoną do sfery następstwa tronu ? Idąc tropem argumentacji samego prof. Wielomskiego, czy w takim wypadku jest sens „mnożyć byty ponad potrzebę” i wprowadzać pojęciowy zamęt zastępując w tym jednym konkretnym przypadku termin „legalność” terminem „legitymowalność” ?

Kolejne zagadnienie, chciałem podnieść nie tyle w formie pytania ile zastrzeżenia. Tak więc pozostając na gruncie zawężającej znaczenie legitymizmu definicji prof. Wielomskiego, i tak nie sposób, jak zrobił to kilkukrotnie jej Autor, nazwać tego zagadnienia „nieistotnym”, „mrzonką” czy „chimerą”. Jeżeli bowiem myślimy poważnie o restauracji monarchii dziedzicznej – a jako dla monarchistów-tradycjonalistów powinno być to dla nas celem – nie da się pominąć rozstrzygnięcia koniecznego dla trwania takiej monarchii zagadnienia następstwa tronu. Nie potrafię wyobrazić sobie dziedzicznego monarchy, który wobec perspektywy następstwa tronu po swojej śmierci nazywałby legitymizm „mrzonką” i choćby sam przed sobą traktował go jako coś zupełnie nieistotnego. Z tego samego powodu, trudno mi zrozumieć monarchistę, który w swojej publicystyce wyśmiewa się z legitymizmu. Jak zatem prof. Wielomski wyobraża sobie restaurację monarchii dziedzicznej, która pozbawiona swego legitymistycznego rdzenia (czyli wedle własnej interpretacji Wielomskiego, historycznie wykształconych w prawie zwyczajowym danego ludu reguł następstwa tronu) nie przeszłaby do historii wraz ze śmiercią pierwszego władcy ? Czym taka monarchia różniłaby się od konserwatywnych autorytaryzmów, spełniających, podobnie jak ona, warunek „legitymowalności”, lecz podobnie jak owe dyktatury, nie wykształciwszy zasad sukcesji władzy ?

Choćby więc z powodu wskazanych wyżej komplikacji rodzących się przy kwestionowaniu zasadności legitymizmu, ja sam uważam legitymizm za nieodzowną komponentę prawdziwego monarchizmu i osobiście za legitymistę się uznaję, podporządkowując oczywiście to, co Jacek Bartyzel nazywa "legitymizmem pochodzenia", temu co nazywa on "legitymizmem wykonywania", zaś co Adam Wielomski woli nazywać "legitymowalnością" ..

.


Ronald Lasecki


* Z góry przepraszam za ewentualne przeinaczenia lub nieścisłości w przywoływanych wypowiedziach obydwu Dyskutantów. Przebieg spotkania odtworzyć mogę niestety wyłącznie z pamięci, nie dysponując notatkami ani nagraniem.